W wielu szpitalach brakuje kombinezonów ochronnych, które miałyby być zastosowane na wypadek wystąpienia w Polsce wirusa ebola, a nawet jeśli są, to nikt nie przeszkolił personelu, jak ma ich używać - alarmują pielęgniarki i położne. "Związki zawodowe powinny zajmować się sprawami związkowymi, od standardów leczenia jest Ministerstwo Zdrowia, krajowy konsultanci i inni eksperci" – odpowiada na te zarzuty rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar.
Personel medyczny pierwszej linii jest najbardziej narażony na zarażenie się wirusem od chorego, czyli głównie pielęgniarki i pielęgniarze ze szpitalnych oddziałów ratunkowych i izb przyjęć oraz pielęgniarki podstawowej opieki zdrowotnej - oświadczyła przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Lucyna Dargiewicz. Dodatkowo oceniła, że personel nie jest należycie przeszkolony jak korzystać z kombinezonów i gdzie przeprowadzić dekontaminację osób opuszczających pomieszczenie, w którym izolowany jest chory, zanim zdejmą odzież ochronną. Jej zdaniem, w instrukcjach postępowania nie ma także też wytycznych, w jaki sposób ochronić przed zarażeniem ebola osoby w poczekalni.
Rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego Jan Bondar proszony w poniedziałek o odniesienie się do zastrzeżeń pielęgniarek oświadczył, że "związki zawodowe powinny zajmować się sprawami związkowymi, od standardów leczenia jest Ministerstwo Zdrowia, krajowy konsultanci i inni eksperci". Najbardziej narażony jest personel trzeciej linii, czyli personel placówek specjalistycznych. Związki zawodowe powinny włączyć się w akcję rozpowszechniania wśród personelu medycznego opracowanych już procedur - dodał. Przypomniał też, że na ubiegłotygodniowej konferencji eksperci oceniali, że stopień zagrożenia wirusem ebola w Polsce jest znikomy i podkreślali, że jesteśmy przygotowani na taką sytuację.