Widmo krąży nad Polską. Widmo ma twarz Aleksandra Kwaśniewskiego i ciało złożone z rozmaitych działaczy lewicy - od SLD po Ruch Palikota. Widmo straszy po nocach Platformę i wywołuje u jej działaczy szybsze bicie serc.

Oba hasła wydają się już mocno zgrane. Ileż to razy mówiono o wizjach jednoczenia lewicy, jakże często wróżono wielki polityczny powrót Aleksandra Kwaśniewskiego. Właściwie wszyscy powinni być już na to mocno znieczuleni. Zwłaszcza, że te pół-powroty ex-prezydenta, które obserwowaliśmy, nie były szczególnie imponujące. Ten najbardziej spektakularny - w czasach działania LiD-u (na wszelki wypadek przypominam - LiD = Lewica i Demokraci - porozumienie całej lewicy + Partia Demokratyczna), gdy Kwaśniewski został nawet kandydatem na premiera i debatował z Kaczyńskim i Tuskiem, zakończył się chorobą filipińską i 13-procentowym wynikiem lewicy.

"No, ale wtedy PO i PiS były na fali..." mówią na to prorocy wróżący, że lewica właśnie zbiera się do zjednoczenia, a sprawcą owego zjednoczenia, jego znakiem firmowym i liderem, będzie właśnie były prezydent. Jedno z czym trzeba się na pewno zgodzić - ani PO, ani PiS "na fali" dziś nie są. Platformie coraz bardziej ciążą trudy rządzenia, kryzys sprawia, że jej perspektywy sondażowe rysują się raczej w czarnych barwach, a i PiS zdaje się konsekwentnie i z pełną premedytacją, po chwilach przebłysku, wracać na tory trotylowo-smoleńskie, czym skutecznie niweczy marzenia o poszerzeniu swej wyborczej bazy.

W tej sytuacji na pewno pojawić by się mogło pole, na którym lewica mogłaby politycznie i sondażowo pohasać. Taka w miarę zjednoczona, w miarę pozbierana i w dysponująca dobrymi nazwiskami, z Kwaśniewskim na czele i z Kaliszem, Cimoszewiczem, Millerem i Palikotem u boku, rzeczywiście mogłaby zacząć kusić się już nie o wyniki w granicach 8-10 proc., a raczej koło dwudziestu a nawet dwudziestu paru procent. Mogłaby, ale czy rzeczywiście zacznie?

Światek polityczny kipi od plotek na ten temat. "Lista Kwaśniewskiego" w wyborach do europarlamentu staje się utrapieniem Platformy. Ta chciała, jeszcze niedawno, tak zmienić ordynację, by Polska została jednym okręgiem wyborczym, w którym głosowałoby się na jedną listę. PO oczyma wyobraźni widziała czołówkę tej swojej - Buzek, Hübner, Wałęsa, Lewandowski, porównywała ją z prawdopodobną listą PiS - Fotyga, Legutko, Czarnecki i dusza jej się śmiała. Tym bardziej, gdy myślała o liście Solidarnej Polski - Ziobro, Kurski, Cymański i tym, jak skutecznie podzieli ona głosy prawicy.

Ale widmo "listy Kwaśniewskiego" zmieniło tę radość w ponure myśli o jakże bolesnym oddaniu lewicy kilkunastu procent wyborców. I choć sam ex-prezydent mówi głośno, że raczej się do Brukseli nie wybiera, choć jego polityczni sojusznicy - Kalisz czy Palikot publicznie twierdzą to samo, choć wizja jakiegokolwiek porozumienia na linii Kwaśniewski - Palikot - Miller wydaje się dziś bardzo odległa (zwłaszcza, że z moich informacji wynika że panowie były prezydent i były premier od dłuższego czasu są na siebie obrażeni do tego stopnia, że ze sobą nie rozmawiają), to wizja lewicy dogadanej i startującej wspólnie w wyborach do PE, skutecznie odstręcza PO od jakichkolwiek kombinacji związanych z ordynacją europarlamentarną. Ta - jak się zdaje - pozostanie więc niezmieniona, Kwaśniewski będzie dalej straszyć po nocach PO, ale podejrzewam, że widmo i jego i jego listy, pozostanie raczej senną marą niż przekształci się w byt realny i namacalny.