Brutalne zabójstwo Mehdiego Kessaciego wstrząsnęło Marsylią i ponownie zwróciło uwagę na narastający problem przemocy związanej z handlem narkotykami. Rodzina ofiary oraz lokalne władze apelują o zdecydowane działania państwa i wzmocnienie walki z przestępczością zorganizowaną.
- W Marsylii zamordowano Mehdiego Kessaciego; prokuratura nie wyklucza, że był to sygnał ostrzegawczy dla jego brata, znanego aktywisty walczącego z handlarzami narkotyków.
- Amine Kessaci oraz mer Marsylii Benoît Payan apelują o zdecydowaną walkę z przestępczością narkotykową, wzmocnienie służb i zaangażowanie państwa, podkreślając konieczność zbiorowego oporu.
- W odpowiedzi na wzrost przemocy pojawiły się propozycje wprowadzenia stanu wyjątkowego i przywrócenia prefektury policji w Marsylii, co ma poprawić bezpieczeństwo w mieście.
- Więcej informacji z Polski i ze świata znajdziesz na stronie głównej RMF24.pl.
W miniony czwartek w Marsylii zamordowany został Mehdi Kessaci - brat Amine'a Kessaciego, znanego aktywisty partii Ekolodzy, zaangażowanego w walkę z handlem narkotykami. Prokuratura w Marsylii oświadczyła, że nie wyklucza możliwości, iż zabójstwo miało stanowić ostrzeżenie dla brata ofiary.
Dziś, dzień po pogrzebie Mehdiego, Amine wezwał na łamach dziennika "Le Monde" do dalszej walki przeciwko handlarzom narkotyków, w tym do podjęcia działań przez państwo.
"Wczoraj pochowałem brata, a dzisiaj zabieram głos. Mówię i nie zamilknę, ponieważ matka nauczyła mnie nie spuszczać głowy. (...) Mówię, bo chcę, by podniosło się tysiąc głosów (...), by nasz bunt przeciwko handlowi narkotykami był trwały i zbiorowy. (...) Odwagi. Nie można zabić całego narodu" - napisał.
Komentując śmierć swego brata, wyjaśnił: "Oto, czego chcą handlarze narkotykami: próbują unicestwić każdy opór, złamać każdą wolę, zdusić w zarodku każdy zalążek buntu - po to, by rozciągnąć swą władzę nad naszym życiem. W obliczu takiego wroga państwo powinno zrozumieć, co się dzieje i zdać sobie sprawę, że zaczęła się walka na śmierć i życie". Zaapelował o zaangażowanie się w życie młodych ludzi, by nie wpadli oni w szpony handlarzy narkotyków, a także wzmocnienie służb do walki z przestępcami.
W podobnym tonie wypowiedział się w środę mer Marsylii, Benoît Payan, który na antenie radia RTL przyznał, że od września otrzymał 402 groźby śmierci ze strony handlarzy narkotyków.
To coś, z czym musimy się pogodzić, ale się nie boję. Jak tylko zaczniemy się bać i milczeć, to oni wygrają - stwierdził.
Morderstwo Mehdiego mówi nam, że państwo nie może dłużej udawać, że mamy do czynienia ze zwykłymi handlarzami narkotyków - powiedział, apelując o przeznaczenie dodatkowych środków na walkę z handlarzami narkotyków w Marsylii.
Musimy nadal wzmacniać zasoby policyjne - podkreślił, przyznając, że nie zna dokładnej liczby funkcjonariuszy w mieście.
W odpowiedzi na wzrost przestępczości w Marsylii, deputowany skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego Franck Alissio wystosował wniosek, by wprowadzić w mieście stan wyjątkowy. Payan uznał, że jest to absurdalny pomysł.
Miałem w pełni funkcjonującą prefekturę policji. Ktoś wpadł na genialny pomysł zniesienia stanowiska prefekta policji w zeszłym roku - zauważył, krytykując decyzję ówczesnego ministra spraw wewnętrznych, Bruno Retailleau.
Byliśmy, obok Paryża, jedynym miastem, w którym prefektura policji (...) zaczęła przynosić efekty. Z liczby 50 zabójstw "zeszliśmy" do 18, a potem do 9 - kontynuował, przyznając, że w ostatnim czasie w mieście zaobserwowano wzrost taktyk zastraszania i strzelanin.
Przez ostatnich 6 tygodni czułem, że sprawy nie idą dobrze - dodał.
Payan zaapelował o przywrócenie w Marsylii - drugim co do wielkości mieście Francji - prefektury policji, a także o pojawienie się tam siedziby Krajowej Prokuratury ds. Walki z Przestępczością Zorganizowaną (PNACO).