Uzbrojone oddziały wojska zajęły rano pozycje wokół biznesowego centrum Bangkoku, by chronić dzielnicę przed antyrządowymi demonstracjami. Rząd Tajlandii ogłosił natomiast wcześniej, że demonstrantom nie wolno już będzie zapuszczać się w okolice Silom Road - jednej z głównych ulic Bangkoku, przy której znajdują się banki, luksusowe sklepy, siedziby instytucji finansowych i biurowce.

Rzecznik sił zbrojnych, pułkownik Sansern Kaewkamnerd wydał w niedzielę oficjalne ostrzeżenie w tej sprawie. Podkreślił, że główny bulwar handlowy stolicy nie jest bezpieczny ze względu na zbierające się tam tłumy manifestantów. Dodał również, że wojskowe punkty kontrolne zostały rozlokowane przy wjazdach do Bangkoku i w samym mieście.

Od dwóch tygodni luksusowe restauracje i sklepy w śródmieściu Bangkoku, przed którymi obozują demonstranci - robotnicy i ludzie pochodzący głównie z terenów wiejskich - są zamknięte. Agencja AP pisze nawet, że luksusowa dzielnica biznesu jest "w stanie oblężenia", a sytuacja jest "ciosem" dla niezwykle ważnego dla Tajlandii sektora turystycznego.

Antyrządowa opozycja, tzw. "czerwone koszule", rozpoczęła protesty przed miesiącem, domagając się rozwiązania parlamentu i przedterminowych wyborów. "Czerwonymi koszulami" kieruje z zagranicy były premier Thaksin Shinawatra, pozbawiony stanowiska po wojskowym zamachu stanu z 2006 roku.

Od początku antyrządowych protestów w starciach manifestantów z wojskiem zginęło co najmniej 25 osób, a ponad 800 zostało rannych, w tym około 300 żołnierzy.