20 tys. żołnierzy zostanie przeszkolonych do 2011 r. do pomocy władzom na wypadek ataku terrorystycznego w USA lub innych kataklizmów - pisze "Washington Post". Powołując się na źródła w Pentagonie, dziennik twierdzi, że administracja prezydenta Busha od dawna starała się o zwiększenie roli wojska w zabezpieczeniu terytorium kraju przed terroryzmem, ale dopiero niedawno uzyskano na to środki.

Plan Pentagonu przewiduje powołanie trzech jednostek sił szybkiego reagowania do września 2011 r. Pierwsza liczyłaby 4700 żołnierzy. Wszystkie będą przeszkolone w odparciu ataku terrorystów z użyciem broni chemicznej, biologicznej, radiologicznej i nuklearnej, a także konwencjonalnych ładunków wybuchowych.

Niektórzy krytykują plan, zwracając uwagę, że armia jest już i tak przeciążona dwiema wojnami - w Iraku i Afganistanie - i militarnym zaangażowaniem USA w takich krajach jak Korea Południowa. Środowiska libertariańskie ostrzegają, że plan może oznaczać naruszenie liczącej 130 lat ustawy nakładającej ograniczenia na rolę wojska w egzekwowaniu prawa w kraju, czyli wyręczaniu policji w tym zakresie.