Ciała czteroosobowej rodziny znaleziono w piątek w miejscowości Costessey koło Norwich na północy Anglii. Według brytyjskich mediów, policja odkryła je w domu 45-letniego Polaka, w którym mieszkał z rodziną.

Ciała czterech osób znaleziono w piątek rano w jednym z domów w miejscowości Costessey koło Norwich na północy Anglii.

Policja nie ujawniła tożsamości ofiar, ale według doniesień medialnych - pisze o tym np. dziennik "The Telegraph" - w domu znaleziono ciała polskiego inżyniera Bartłomieja K., jego dwóch córek i 36-letniej kobiety.

Prowadzący dochodzenie potwierdzają, że to członkowie jednej rodziny. Mężczyzna i dzieci mieszkali w jednym domu, a kobieta gdzie indziej - powiedział inspektor Chris Burgess z policji hrabstwa Norfolk.

"Daily Telegraph" poinformował, że Bartłomiej K. był żonaty, a jego żona, nosząca niepolskie imię, także mieszkała pod tym adresem. Gazeta, powołując się na sąsiadów, podała również, że w ostatnich tygodniach pomieszkiwała tam siostra Bartłomieja K., która pomagała mu w zajmowaniu się domem.

Policja weszła na teren posiadłości po wezwaniu od sąsiadów zaniepokojonych losem mieszkających w tym domu osób, które od pewnego czasu nie były widziane.

Co ważne - nie była to pierwsza interwencja w tym domu. Portal stacji Sky News podał, że funkcjonariusze przybyli na miejsce już wcześniej, bo 14 grudnia ubiegłego roku, w związku z dochodzeniem w sprawie zaginionej osoby.

Pracujemy, by poznać wszystkie okoliczności, które doprowadziły do śmierci tych osób. Uważamy jednak, że jest to odosobniony przypadek - dodał inspektor Chris Burgess. Mundurowy dodał, że w weekend zostanie zwiększona liczba patroli w okolicy. W sobotę - jak podał portal stacji BBC - na terenie posiadłości wciąż pracują spore siły policyjne.

Przyczyny śmierci czteroosobowej rodziny ustalą sekcje zwłok. Wiadomo jednak, że wszyscy odnieśli fizyczne obrażenia.

Angielskie media podają, że Polak przebywał w Wielkiej Brytanii od 20 lat. Dom w Costessey zakupił w grudniu 2016 roku.

"Daily Mail" zacytował wypowiedź jednego z sąsiadów, który powiedział, że po raz ostatni widział Bartłomieja K. w pierwszym tygodniu stycznia, gdy zdejmował dekoracje świąteczne umieszczone przed domem.