Fala polemik towarzyszy ruszającemu dzisiaj procesowi, na którym wskazani mają zostać winni jednej z najgłośniejszych katastrof lotniczych w historii. Wiele francuskich mediów jest zaskoczonych faktem, że na ławie oskarżonych nie ma byłych szefów Air France.

Po katastrofie linie Air France wypłaciły rodzinom większości ofiar ogromne odszkodowania - przekraczające 100 milionów euro - w zamian za gwarancje, że przewoźnik ten nie zostanie przez nie zaskarżony. Na ławie oskarżonych znaleźli się natomiast przedstawiciele "Continental Airlines", bo - według prokuratury - bezpośrednią przyczyną katastrofy był kawałek metalu, który odpadł z samolotu DC-10 amerykańskich linii i przedziurawił oponę Concorde'a podczas jego startu z paryskiego lotniska. Szczątki opony miały następnie przebić zbiornik z paliwem i wywołać pożar maszyny.

Adwokaci "Continental Airlines" cytują jednak ponad 20 naocznych świadków, którzy twierdzą, że tak nie było.

Francuskie media podkreślają natomiast, że zarówno specjaliści z Air France, jak i producent Concordów - koncern Aerospatiale - doskonale wiedzieli o problemach z oponami i niewystarczająco zabezpieczonymi zbiornikami paliwa w tych ponaddźwiękowcach. Niezbędne modyfikacje techniczne nie zostały jednak przeprowadzone z racji oszczędności - Concordy były od początku deficytowe.

O "nieumyślne spowodowanie śmierci" oskarżonych jest również dwóch inżynierów, odpowiedzialnych za konstrukcję Concorde'a, oraz przedstawiciel francuskiej Dyrekcji Lotnictwa Cywilnego. Grozi im do 5 lat więzienia i 75 tysięcy euro grzywny - podobnie jak dwóm pracownikom "Continetal Airlines". Tym amerykańskim liniom lotniczym grozi też grzywna w wysokości 375 tysięcy euro.

W pamiętnej katastrofie Concorde’a w 2000 r. zginęło 113 osób, w tym dwie Polki z Jeleniej Góry, odbywające staż we Francji. Płonąca maszyna spadła na hotel w Gonesse pod Paryżem zaledwie dwie minuty po starcie ze stołecznego lotniska Roissy-Charles de Gaulle.