Co najmniej cztery osoby zostały ranne i trafiły do szpitala podczas pierwszej w tym roku gonitwy w Pampelunie, na północy Hiszpanii. Gonitwa odbyła się w ramach trwającej tam fiesty ku czci świętego Fermina. Byki nie wzięły jednak nikogo na rogi.

W szaleńczej encierro, czyli gonitwie po zamkniętej 848-metrowej ulicznej trasie, dwa tysiące śmiałków uciekało przed sześcioma bykami, ważącymi od 510 do 630 kg. Gonitwa rozpoczęła się o godz. 8 i trwała 2 minuty 28 sekund. Przyglądały się jej tłumy gapiów, ciasno wypełniające uliczki Pampeluny.

Pod koniec gonitwy byki nie zauważyły lekkiego skrętu i wpadły prosto w grupę kilkunastu mężczyzn, którzy wcześniej potknęli się i próbowali wstać. O włos uniknęli oni wzięcia na rogi.

Z powodu porannych opadów deszczu wyłożone kocimi łbami uliczki Pampeluny były wyjątkowo śliskie, co utrudniało poszukiwaczom mocnych wrażeń ucieczkę i wywoływało liczne upadki.

Bieg kończy się na arenie, gdzie zwierzęta czeka po południu niemal pewna śmierć z rąk torreadorów. Wieczorem mięso byków trafia na stół w miejscowych restauracjach.

Podczas święta, które potrwa do 14 lipca, w mieście oprócz porannych gonitw odbywa się wiele innych wydarzeń, takich jak koncerty, kolorowe parady czy rodzinne pikniki.

Tradycja fiesty ku czci św. Fermina, jednego z patronów Nawarry, sięga XVI wieku. Uroczystości i zabawy z tej okazji rozsławił amerykański pisarz Ernest Hemingway w swojej powieści "Słońce też wschodzi".

Fiesta budzi wiele kontrowersji: z jednej strony przyciąga dziesiątki tysięcy osób z całego świata, z drugiej co roku niesie za sobą dziesiątki rannych ludzi i martwych byków. Co roku podczas tego święta ginie ich około 50.

Od 1911 roku, gdy rozpoczęto prowadzenie statystyk, w biegach z bykami w Pampelunie śmierć poniosło 16 osób. Ostatnią ofiarą był 27-letni Hiszpan Daniel Jimeno Romero, który 10 lipca 2009 roku został ugodzony przez byka w szyję.

APA