Amerykańska chemiczka z uczelni Bryn Mawr w Pensylwanii wpadła na zaskakujący pomysł. Michelle Francl twierdzi, że herbata zyskuje specjalną głębię smaku, gdy do filiżanki wrzucimy szczyptę soli. To twierdzenie wywołało prawdziwą burzę w brytyjskich mediach, a afera herbaciana zaczęła zataczać kręgi wśród polityków i dyplomatów. Przyjaźń brytyjsko-amerykańska została wystawiona na próbę, a przecież oba kraje mają doświadczenie w sporach o herbatę.

Herbata w Wielkiej Brytanii to nie jest po prostu "napój". To narodowa i kulturowa instytucja, jak rodzina królewska, puby oraz ryba i frytki. Picie herbaty jest w zasadzie obowiązkowe, a naturalną czynnością, którą wykonuje Brytyjczyk po powrocie do domu jest włączenie czajnika. Odpowiednie przygotowanie filiżanki ciemnego napoju, jest też uważane na Wyspach za istotną i cenioną umiejętność.

I nagle, ku zdumieniu całego świata, Amerykanie postanowili jeszcze raz pokazać swoją ekspansywność i zadrwić z kilkusetletniej tradycji. Michelle Francl, chemiczka, która pasjonuje się herbatą, zasugerowała unikatową technikę pozwalającą - według Amerykanki - na uczynienie herbaty jeszcze szlachetniejszym napojem. Francl radzi, by do filiżanki wrzucić szczyptę soli, co złagodzić ma nieco gorzkawy posmak herbaty, a następnie wycisnąć do niej cytrynę, co pozwoli z kolei na usunięcie osadu, wypływającego na powierzchnię cieczy. Żeby dobić Brytyjczyków, chemiczka postuluje, by torebkę herbacianą energicznie maczać w wodzie i wyciskać z niej całą esencję...

Tego było już za wiele. W prasie na Wyspach dosłownie się zagotowało. Relacje brytyjsko-amerykańskie były ostatnio tak napięte w 1773 roku i nie było innej rady - w spór musiała włączyć się dyplomacja.

Ambasada USA wydaje oświadczenie

Amerykańska ambasada w Londynie postanowiła nie czekać na dalszą eskalację i wydała specjalne oświadczenie.

"Pragniemy zapewnić wspaniały naród brytyjski, że niewiarygodny pomysł dodawania soli do narodowego napoju Brytyjczyków nie jest oficjalnym stanowiskiem Stanów Zjednoczonych. I nigdy takim nie będzie" - napisano w komunikacie na platformie X i dodano: "Pokażmy światu, że jeżeli chodzi o herbatę, jesteśmy zjednoczeni".

Dyplomaci musieli jednak na końcu oświadczenia pokazać prawdziwe imperialistyczne oblicze Ameryki. Napisano bowiem w ten sposób:

"Ambasada USA wciąż będzie przygotowywać herbatę we właściwy sposób - w mikrofalówce".

Londyn próbuje łagodzić napięcia i odpowiedział, zachowując powagę i godność. "Doceniamy wagę naszej Specjalnej Relacji, lecz jesteśmy zmuszeni z całego serca się nie zgodzić... Herbatę przygotowywać można jedynie w czajniku".

Zwrot "Specjalna Relacja" użyty w komunikacie brytyjskiego rządu odnosi się do terminu ukutego przez Winstona Churchilla, który nazywał tak interakcje między Londynem i Waszyngtonem w czasie II wojny światowej.

W historycznie skomplikowanej relacji amerykańsko-brytyjskiej herbata zajmuje miejsce szczególne. 250 lat temu Imperium Brytyjskie wdrożyło "ustawę o herbacie", pozwalającą Kompanii Wschodnioindyjskiej na sprzedaż herbaty w amerykańskich koloniach z pominięciem ceł i podatków. Tzw. "Tea Act" uderzył w amerykańskich handlarzy i stał się jednym z symboli protekcyjnej polityki Londynu wobec kolonii.

16 grudnia 1773 roku w Bostonie kilkudziesięciu członków organizacji Synowie Wolności wdarło się na pokłady statków zacumowanych w bostońskim porcie i przewożących transporty herbaty chińskiej. Cały ładunek wyrzucono do morza, a na prowokację zareagowało Imperium zamykając port. Wydarzenia związane z tzw. "bostońskim piciem herbatki", stały się zarzewiem i symbolicznym początkiem amerykańskiej wojny o niepodległość. To jasno pokazuje, że wagi obecności soli w herbacie nie powinno się bagatelizować...