"Zabezpieczyliśmy szereg dowodów" - tak o śledztwie ws. dywersji na kolei mówił w Polsat News rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak. Przekazał, że na miejscu zdarzenia w powiecie garwolińskim znaleziono kabel, który najprawdopodobniej służył do zainicjowania wybuchu.
Na trasie Warszawa - Dorohusk doszło w dniach 15-17 listopada do dwóch aktów dywersji. W miejscowości Mika (woj. mazowieckie, pow. garwoliński), eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor kolejowy. W innym miejscu, niedaleko stacji kolejowej Gołąb (pow. puławski, woj. lubelskie), pociąg z 475 pasażerami musiał nagle hamować z powodu uszkodzonej linii kolejowej. We wtorek odbyło się nadzwyczajne posiedzenie rządowego komitetu ds. bezpieczeństwa z udziałem dowódców wojskowych, szefów służb i przedstawiciela prezydenta.
Na miejscu zdarzeń zabezpieczyliśmy szereg dowodów. Te ślady pomogą nam w ustaleniu sprawców, a następnie postawieniu ich przed sądem. W powiecie garwolińskim znaleziono kabel, który najprawdopodobniej służył do zainicjowania wybuchu - powiedział rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak w Polsat News.
Jak nieoficjalnie dowiedział się dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, służby wiedzą, kto kupił dwie karty SIM do telefonów służących do zdetonowania ładunków na torach trasy kolejowej Warszawa-Lublin.
Eksplozja na torach miała być zainicjowana zdalnie - z użyciem telefonów komórkowych. Jeden ładunek zdetonowano, drugi - z niewyjaśnionych przyczyn nie eksplodował.
Funkcjonariusze zabezpieczyli karty SIM z odnalezionych urządzeń. Na ich podstawie udało się dotrzeć do danych paszportu, na który te karty zakupiono.
Z tego co nieoficjalnie ustalił dziennikarz RMF FM Krzysztof Zasada, mowa o kartach SIM polskiego operatora. Jak usłyszał nasz reporter, to bardzo ważny trop w wykryciu sprawców dywersji na torach, mimo że właściciel paszportu, na które zarejestrowano karty, wcale nie musi być poszukiwanym sabotażystą.
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński powiedział we wtorek, że wszystko wskazuje na to, że zdarzenie na kolei, "wręcz zamach terrorystyczny", było inicjowane przez rosyjskie służby specjalne.
Dodał, że rosyjskie służby będą chciały wykorzystać tę sytuację, by dezinformować i wskazywać na ewentualne wątki ukraińskie.
Premier Donald Tusk przekazał natomiast w Sejmie, że za akty dywersji na kolei odpowiada dwóch obywateli Ukrainy współpracujących z Rosją.
W poniedziałek Prokuratura Krajowa wszczęła śledztwo w sprawie tego aktów dywersji "o charakterze terrorystycznym, skierowanych przeciwko infrastrukturze kolejowej i popełnionych na rzecz obcego wywiadu".
Jak przekazał rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak, przedmiotem śledztwa jest uszkodzenie w dniach 15-17 listopada infrastruktury linii kolejowej nr 7 na trasie Warszawa Wschodnia-Dorohusk. Chodzi o uszkodzenie przy użyciu materiałów wybuchowych torów w okolicach miejscowości Mika (pow. garwoliński) oraz uszkodzenia torów w okolicach miejscowości Gołąb (pow. puławski).
Śledztwo zostało wszczęte w kierunku szpiegostwa, sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym oraz wytwarzania lub obrotu substancjami i urządzeniami niebezpiecznymi. Za te czyny grozi dożywocie.