Kilkanaście interwencji mieli w miniony weekend ratownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Najwięcej pracy było w piątek, kiedy doszło do załamania pogody. Wiatr w porywach osiągał nawet siedem w skali Beauforta i nie wszyscy potrafili poradzić sobie z takimi warunkami.

W piątek najwięcej pracy mieli ratownicy z północnej części szlaku Wielkich Jezior Mazurskich. MOPR interweniował dziesięć razy, pomagając przy tym 34 osobom. Trzeba przyznać, że warunki na szlaku były trudne. Było zaledwie 13 stopni Celsjusza, padał deszcz, a wiatr w szkwałach osiągał nawet siedem w skali Beauforta. Myśleliśmy, że w taką pogodę nikt nie będzie chciał pływać, niestety było inaczej - mówi Jarosław Sroka, kierownik bazy MOPR w Giżycku.

Najwięcej było interwencji technicznych, które polegały głównie na ściąganiu łódek z mielizn. Na jeziorze Sztynorckim houseboat uderzył w kamienie i zaczął tonąć. Ratownikom na szczęście udało się szybko odholować jednostkę do brzegu. Była też jedna wywrotka jachtu, na szczęście nikomu nic się nie stało. Widać, że nie wszyscy mieli na tyle doświadczenia, żeby poradzić sobie z takimi trudnymi warunkami - komentuje Sroka.

Pogoda w sobotę i niedzielę była na szlaku zdecydowanie bardziej przyjazna. Ratownicy apelują jednak o rozwagę. W najbliższych dniach mogą pojawić się gwałtowne burze. Osoby, które nie potrafią skutecznie przewidzieć załamanie pogody, powinny obserwować nabrzeże. Na szlaku Wielkich Jezior Mazurskich ustawionych jest kilkanaście masztów, które ostrzegają przed niebezpieczeństwem. Gdy widzimy szybko pulsujące światło, powinniśmy spłynąć do brzegu.

W przypadku pogorszenia pogody warto mieć też pod ręką, a najlepiej na sobie, kamizelki ratunkowe albo asekuracyjne. Niestety, często się zdarza, że żeglarze chowają sprzęt ratunkowy do bakist i w razie zagrożenia mają utrudniony do nich dostęp.


Opracowanie: