Gdy 200 strażaków pracuje nad ugaszeniem pożaru w Zielonej Górze, lokalni politycy i przedstawiciele Ministerstwa Klimatu i Środowiska oskarżają się o kłamstwa na temat płonących magazynów z chemikaliami. "Pani marszałek, dlaczego pani wprowadza dezinformację i mówi nieprawdę?" - zapytał Elżbietę Polak prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki. "Pan prezydent Janusz Kubicki pudruje rzeczywistość" - mówiła Polak. Do sprawy odniósł się też Donald Tusk, który niedługo musiał czekać na odpowiedź Anny Moskwy i premiera Mateusza Morawieckiego. "Smród kłamstwa powrócił do Polski razem z Tuskiem" - stwierdził szef rządu.

Strażacy dogaszają pożar składowiska chemikaliów w zielonogórskim Przylepie. O ich akcji więcej piszemy TUTAJ.

W czasie, gdy służby robiły wszystko, by opanować sytuację, przed mikrofonami i kamerami mediów rozegrała się słowna przepychanka lokalnych polityków i przedstawicieli resortu klimatu.

O godzinie 9:00 w niedzielę rozpoczęło się posiedzenie wojewódzkiego sztabu kryzysowego z udziałem marszałek województwa, wojewody, prezydenta Zielonej Góry, przedstawicielami służb i minister Anny Moskwy.

"To jest niesmaczne"

Jeszcze przed sztabem marszałek Elżbieta Polak (PO) napisała na swoim profilu na Facebooku, że będzie się domagać przestawienia wyników badań powietrza, na podstawie których zdecydowano, że ewakuacja mieszkańców Przylepu nie jest konieczna. W niedzielę po posiedzeniu sztabu Polak przekazała, że analiz nie otrzymała. Przekazano jej, że "to nie jest czas" na ich pokazanie. Nikt mi tych wyników nie przestawił - mówiła.

Polak twierdziła też, że WIOŚ podał, iż dopiero będzie robił badania stężenia chemikaliów na dachach. W tej chwili inspektorzy nie posiadają odpowiedniego oprzyrządowania, żeby na dużych wysokościach te badania wykonać. Próbki są badane z wysokości 5 m - zaznaczała. Dodała, że pytała, czy należy odwołać imprezy plenerowe organizowane w województwie lubuskim. Potraktowano to z ironią, że nie było takiego komunikatu, że nie należy odwoływać wydarzeń - mówiła.

Chwilę później jej wypowiedź przerwał prezydent Zielonej Góry. Pani marszałek, dlaczego pani wprowadza dezinformację i mówi nieprawdę? - zapytał Janusz Kubicki. Przecież mówili, ze badania były wykonywane na różnych wysokościach - zaznaczał. Wówczas dziennikarze usłyszeli taki dialog:

- Na pięciu metrach - mówiła Polak. 

- Nie na pięciu metrach, dobrze pani wie. Trzeba było słuchać - skarżył się Kubicki.

- Ja mam to zapisane - upierała się Polak.

- Ale ja sobie też zapisywałem i słuchałem tego samego - tłumaczył Kubicki.

- Że będą badania robione na dachu - podkreślała.

- Nie - że były robione na dachach, żeby były z różnych wysokości. W samej chmurze było sprawdzane i również w chmurze (stężenia) nie były przekroczone. Jak pani przekazuje informację, to proszę, żeby robiła to w sposób rzetelny. Rozumiem, że można zbijać kapitał polityczny na wszystkim, ale to jest niesmaczne - wyjaśniał.

Mieszkańcom należy się informacja - podkreślała marszałek i oskarżyła Kubickiego o to, że usunął zagrożenia, choć miał w tej sprawie wyrok. Mowa o decyzji Naczelnego Sądu Administracyjnego z 2020 roku zobowiązującej prezydenta do niezwłocznego usunięcia odpadów.

Polak: Decyzja o ewakuacji odwołana przez wojewodę

Kubicki był pytany przez dziennikarzy o to, dlaczego podjął decyzję o ewakuacji. Przypomnijmy, na oficjalnym profilu prezydenta Zielonej Góry ok. godziny 19:00 pojawił się komunikat: "Rozpoczynamy ewakuację mieszkańców z sołectwa Przylep (...). Prosimy o szybkie przygotowanie się do ewakuacji i zabranie ze sobą tylko najpotrzebniejszych rzeczy". Później strażacy poinformowali, że nie ma decyzji o ewakuacji. Nie ja podjąłem decyzję o ewakuacji - mówił dziennikarzom Kubicki. Gdy zapytano go o to, czy miasto miało gotowy scenariusz ewakuacji, odszedł.

Za niego zdecydowała się odpowiedzieć Polak. Tak, miasto miało scenariusz ewakuacji. Taka decyzja została wczoraj podjęta, a następnie odwołana przez wojewodę - mówiła marszałek. Dopytywana, czy to prawda, że premier podjął decyzję, by ewakuacji nie było, powiedziała: Były telefony od ministrów, być może od premiera. Nas nie poinformowano oficjalnie.

Wojewoda: Nie było momentu, kiedy życie i zdrowie mieszkańców było zagrożone

Lubuski wojewoda potwierdził informację o opanowaniu pożaru. Wskaźniki z badań pokazują, że zdrowie i życie mieszkańców nie jest zagrożone. Gdyby taka sytuacja zaistniała, ciągle przygotowane są służby, aby ewakuację mieszkańców przeprowadzić (...). Wszystkie służby stanęły na wysokości zadania. Dziękuję pani minister Moskwie za to, że przyjechała do nas w nocy - zaznaczał Władysław Dajczak.

Minister Anna Moskwa podkreśliła ponownie, że nie ma zagrożenia dla mieszkańców. Chciałam zaapelować o odpowiedzialną komunikację w tym województwie. Proszę, żeby polegać na wiarygodnych źródłach. Wszystkie komunikaty są przez nas wskazywane - mówiła.

Dodała, że po gaszeniu podjęte będą działania i analizy na temat stanu środowiska po pożarze. Ale też powołanie grupy, która zajmie się usuwaniem ewentualnych skutków pożaru - tłumaczyła.

O wynikach, które miały wskazywać, że mieszkańcy są bezpieczni, mówił też komendant wojewódzki PSP, szef WIOŚ w Zielonej Górze. Z kolei w rozmowie z RMF FM Karol Zieleński, dyrektor gabinetu wojewody lubuskiego, zapewnił, że wyniki badań stężenia chemikaliów zostaną upublicznione "najszybciej jak to będzie możliwe".

Ozdoba: Mieliśmy pierwsze objawy politycznego, skrajnego kłamstwa

W Zielonej Górze pojawił się też Jacek Ozdoba. Wiceminister klimatu i środowiska odniósł się do słów Polak. Działania służb nie są czasem, żeby robić politykę. Apeluję więc do wszystkich tych, którzy mają tendencje do patologicznego kłamstwa, żeby nie dezinformować społeczeństwa. Nie wprowadzać do przestrzeni publicznej, szczególnie za pośrednictwem mediów, nieprawdziwych informacji - mówił.

W zeszłym roku byliśmy (chodzi o badania Odry - przyp. RMF FM) świadkami tego typu dezinformacji, w tym roku chcielibyśmy tego uniknąć. Już mieliśmy pierwsze objawy tego politycznego, skrajnego kłamstwa tylko po to, żeby dezinformować społeczeństwo - dodawał.

Moskwa pisze do Tuska, premier też zabiera głos

Już po konferencji prasowej do sprawy odniósł się lider PO Donald Tusk. "Smród płonących odpadów w Zielonej Górze. Smród setek bezkarnych nielegalnych składowisk. Smród pisowskiej korupcji w całej Polsce. Kaczyński i Sasin na pikniku" - napisał na Twitterze.

Były premier nie musiał długo czekać na odpowiedź Anny Moskwy. "Śmierdzą śmieci sprowadzane masowo za pana rządów panie Donaldzie Tusku. Pozostawione mieszkańcom w wielu dziwnych miejscach niebezpieczne odpady. Wypowiedzieliśmy wojnę mafii śmieciowej - drastyczne kary, system SENT, wyhamowanie tego nielegalnego śmierdzącego procederu z lat 2012-15. Jestem na miejscu akcji i czuwam. Elżbieta Polak niezmiennie dezinformuje mieszkańców Zielonej Góry" - napisała szefowa resortu klimatu i środowiska.

Głos zabrał też Mateusz Morawiecki. "Obrzydliwe. Kuglarz z PO - Partii Oszustów nawet pożar chce wykorzystać do swego czarnego PR. Wykorzystają każde nieszczęście, żeby skłócić Polaków. Smród kłamstwa powrócił do Polski razem z Tuskiem" - napisał na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.

"Państwo Polskie od soboty walczy z pożarem i jego skutkami" - przypomniał premier. "Dziękuję służbom za wspaniałą pracę, a Polakom za zachowanie spokoju!" - zakończył swój wpis Mateusz Morawiecki.

Co znajdowało się w hali?

Zezwolenie na utworzenie składowiska odpadów w Przylepie wydał w 2012 r. starosta zielonogórski Ireneusz Plechan (PO) - wynika z dokumentu, do którego dotarła PAP.

Jak informuje "Gazeta Wyborcza", to spółka Awinion z Budzynia Wielkopolskiego składowała odpady w Przylepie w latach 2012-14. Choć WIOŚ i miasto wydawały decyzje o karach i wzywały do utylizacji, to śmieci nie znikały. Sprawą zajęła się prokuratura.

W 2019 roku policjanci z Wielkopolski zatrzymali kilkanaście osób zamieszanych w działalność mafii śmieciowej, wśród nich, jak donosiły lokalne media, były też osoby związane z firmą Awinion. Spółka przestała istnieć w rejestrze sądowym.

Nie udało się sprawdzić całej zawartości hali, bo przesuwanie beczek było zbyt ryzykowne dla biegłych. "Wyborcza" podaje, że w beczkach, do których był łatwiejszy dostęp, znaleziono substancje groźne dla życia ludzi i zwierząt. Chodzi o środki mające status trucizny albo powodujące w dużej dawce śmierć. Chodzi tez o substancje, które powodują bóle głowy, podrażnienia, drgawki czy działanie narkotyczne.

Mowa o n-winylu karbozolu, p-ksylenie czy metylobenzenie. W raporcie wskazano też na obecność pierwiastków, takich jak cynkołówmiedźchromnikielkadm, ale również np. rakotwórczy etylobenzen.

Wiejska gmina Przylep została połączona z Zielona Górą w 2015 roku. Razem z terenami miasto przejęło składowisko odpadów. Choć NSA nakazał usunięcie odpadów, to miasto tego nie zrobiło - samorządowcy tłumaczyli, że nie mają na to pieniędzy.