Nie ruszył gigantyczny proces w sprawie "spółdzielni" na granicy. Przez blisko pięć godzin sąd w Szczecinie sprawdzał obecność i dane prawie sześćdziesięciu oskarżonych. Nie doszło też do odczytania aktu oskarżenia, bo jeden z nich jest w szpitalu. Prawdopodobnie proces ruszy w czwartek. Na ławie oskarżonych są celnicy i pogranicznicy, którzy za łapówki mieli nie kontrolować transportów wjeżdżających do Polski.

Hospitalizacja oskarżonego to jednak nie jedyny powód, dla którego proces się nie zaczął. Okazało się bowiem, że nagłośnienie w sali konferencyjnej, w której toczy się proces było za słabe. Adwokaci siedzący pod ścianą pomieszczenia twierdzili, że nic nie słyszą. Sami oskarżeni też podkreślali, że nie wiedzą, dlaczego są dziś na sali sądowej: Ciężko się bronić, jak nie ma żadnych konkretów.

Do tego megaprocesu przygotowywano się od kilku tygodni. Toczy się on w sali konferencyjnej, ponieważ w Szczecinie nie ma odpowiednio dużej sali sądowej. Musi się tam jednorazowo, razem z obrońcami i obserwatorami procesu, zmieścić 150 osób.

Zarzuty postawiono w sumie 100 osobom. Część z nich przyznała się do winy i dobrowolnie poddała się karze.