Chorwaccy kibice zatrzymani wczoraj przed meczem Legii są już na wolności i wracają do swojego kraju. Takie informacje przekazała Komenda Stołeczna Policji.

Celem prewencyjnego zatrzymania prawie 150 chorwackich kibiców było uniknięcie kibolskiej ustawki z fanami Legii Warszawa. Do fizycznego starcia pomiędzy pseudokibicami miało dojść wczoraj po południu na trasie S8 koło Pruszkowa.

Kibice z Chorwacji jechali do Warszawy bez biletów na mecz, ale za to ze sprzętem do sportów walki, takim jak rękawice bokserskie czy ochraniacze na zęby. Taki asortyment w chorwackich autobusach znaleźli bowiem funkcjonariusze.

Ponadto policjanci mieli informacje o sporej grupie kibiców Legii, którzy już byli w drodze na ustawkę - informuje dziennikarz RMF FM Rafał Miżejewski. Dlatego podjęto decyzję o prewencyjnym zatrzymaniu fanów Dinama i przekierowaniu ich w bezpieczne miejsce.

Wczoraj na stadionie Legii stołeczni piłkarze rozegrali meczu rewanżowy z piłkarzami mistrza Chorwacji. Polski klub przegrał u siebie z Dinamem Zagrzeb 0:1 (0:1) i odpadł w trzeciej rundzie eliminacji piłkarskiej Ligi Mistrzów.


Kibice Legii i Dinama starli się w Zagrzebiu. "Rzucali racami, (...) atakowali się kamieniami i pałkami"

Do starć kibiców Dinama i Legii doszło już tydzień temu w Zagrzebiu, na dzień przed pierwszym meczem obu ekip w eliminacjach Ligi Mistrzów.

Chorwaccy dziennikarze donosili wówczas, że fani Legii celowo wybrali dzielnicę Dubrava we wschodniej części miasta, bowiem tam jest największe skupisko najzagorzalszych kibiców Dinama.

Kibice bili się również - jak przekazywały media - w dzielnicy Maksimir, gdzie znajduje się obiekt Dinama o tej samej nazwie.

Internauci relacjonowali natomiast w komentarzach na chorwackich portalach: "Około 200 fanów Dinama i Legii biło się na ulicach, rzucało racami, niszczyło kawiarnie itd. Kibice atakowali się kamieniami i pałkami. Mnóstwo jest strat materialnych, rzeczy potłuczonych i zniszczonych".

Nie brakowało bardzo niebezpiecznych incydentów jak rzucanie racami w pobliżu stacji benzynowej.