Porywacze uwolnili polskiego ambasadora w Jemenie Krzysztofa Suprowicza. Przez prawie trzy dni był przetrzymywany w górach. Teraz jest już znowu w stolicy Jemenu, Sanie.

Wiadomo, że przekazanie dyplomaty jemeńskim władzom odbyło się pokojowo. Krzysztof Suprowicz powiedział sieci RMF, że przez cały czas w niewoli był traktowany dobrze i z godnością. Jedyną sytuacją gdy napastnicy użyli siły było samo uprowadzenie. Ambasador zapewnił nas, że jest w bardzo dobrej formie - jak nawet sam stwierdził - zaskakująco dobrej. Przez 4 dni, czyli przez okres porwania, dyplomata odmawiał bowiem przyjmowania posiłków. Mimo głodówki Suprowicz podkreślał, że czuje się dobrze. Co więcej jest gotowy do dalszej pracy i nie zamierza przerywać swojej misji dyplomatycznej w Sanie. Krzysztof Suprowicz od samego początku był więziony w górskiej wiosce - 60 kilometrów od Sany.

Ambasador czuje się dobrze, został zbadany przez lekarza. Nie wiadomo dokładnie jakie były okoliczności uwolnienia ambasadora. Wszystko wskazuje na to, że porywacze - członkowie plemienia Al-Quiyari, ugięli się pod ultimatum jemeńskich władz, które zagroziły użyciem siły, jeżeli do północy Suprowicz nie wyjdzie na wolność. Wcześniej w rejon zamieszkiwany przez plemię Al-Quiyari wysłano dodatkowe oddziały wojskowe.

Porywacze domagali się wypuszczenia z więzienia szejka, będącego członkiem ich klanu. Później zażądali też wycofania wojsk rządowych z zajmowanych przez nich terytoriów. Według nie potwierdzonych informacji, władze Jemenu nie spełniły żadnego z tych żądań.

Polski ambasador był pierwszym dyplomatą tej rangi porwanym w Jemenie. Uprowadzenia nie są tam jednak niczym szczególnym. Każdego roku około dwustu obcokrajowców trafia w ręce porywaczy, którzy traktują ich jako karty przetargowe w wymuszaniu od władz ustępstw na rzecz reprezentowanych przez nich plemion lub klanów.

Wiadomości RMF FM 07:45

Ostatnie zmiany 09:45, 10:45