Za płytę z listą 1500 oszustów podatkowych zapłaci 2,5 miliona euro. Taką decyzję podjął Wolfgang Schäuble, minister finansów w rządzie Angeli Merkel. Wcześniej kilka dni się wahał z powodów etycznych.

Nie mogłem postąpić inaczej - tak Schäuble skomentował swoją decyzję. Koronnym argumentem za zapłaceniem informatykowi był przypadek sprzed dwóch lat. Wtedy wyciekły dane z Liechtensteinu. Żaden sąd do dziś nie znalazł niczyjej winy, a pieniądze od oszustów podatkowych zasiliły niemiecki budżet. Dlatego minister uznał, że może to i kontrowersyjne, ale zgodne z prawem.

Tym razem fiskus ma się wzbogacić o sto milionów euro. Na niemieckich milionerów padł strach. Nadal nie wiadomo, z którego banku pochodzą te dane, wymieniane są trzy instytucje, ale wszystkie twierdzą, że im danych nikt nie skradł.

Jeszcze przed tą decyzją szwajcarski rząd zapowiedział, że nie udzieli niemieckiemu fiskusowi pomocy. Jednak i bez niej udało się uruchomić postępowania wobec pięciu osób, których dane - na próbę - przedstawił tajemniczy handlarz danych.

We wszelkich sondażach opinii publicznej wygrywali Niemcy głosujący za kupnem tych danych. Jednak są też przeciwnicy tej decyzji. Szef komisji prawnej Bundestagu Siegfried Kauder skomentował, że to sygnał dany hakerom: "kradnijcie dane, a my wam zapłacimy".