Bywała znakiem próżności, złego prowadzenia się, emancypacji a nawet politycznym manifestem. Przypisywano jej zdolności magiczne i lecznicze. Na przemian kochana i potępiana. Szminka - najbardziej kobiecy kosmetyk świata na przestrzeni wieków budził ogromne emocje. O bojach, które toczyły się wokół ubarwionych lub naturalnych kobiecych ust Magdalena Pruszkiewicz, autorka książki "Szminka. O stylu, pięknie i moralności" opowiadała Marlenie Chudzio.

Marlena Chudzio: Szminka - taki banalny gadżet w damskiej torebce jest starszy niż koło, prawda?

Magdalena Pruszkiewicz: Tak, to prawda. Pierwsze znaleziska takich mazideł, które przypuszcza się, że służyły właśnie do malowania twarzy i ciała, datuje się na 100 - 125 tys. lat wstecz. Czyli wyprzedza koło zdecydowanie.

Na początku były mniej lub bardziej udane próby stosowania makijażu. A od kiedy możemy mówić o szmince w takiej formie, jak my teraz znamy?

Pierwsze utwardzone sztyfty pojawiły się już prawdopodobnie w średniowieczu. To wynalazek arabski. Ale ta szminka, którą znamy współcześnie - czyli twardy sztyft, zamknięty jest w tulejce z gwintem - to jest wynalazek początku pierwszej dekady XX wieku. Wtedy zresztą zwyczaj malowania ust upowszechnił się wśród wszystkich warstw społeczeństwa. Dlatego, że na szminkę zaczęto w końcu patrzeć bardziej przychylnym okiem. Już nie była do końca takim symbolem próżności i znikomej moralności malujących się, ale zaczęto ją akceptować. Co więcej, kobietom wmawiano, że one nie tylko mogą się malować, ale wręcz powinny. Ze względu na zmiany sposobu wytwarzania i pozyskiwanie składników drogą syntetyczną, zdecydowanie obniżył się koszt produkcji takiej szminki, a zatem mogła być ona dostępna dla wszystkich.

Jak to się zmieniało? Bo raz to był niemalże wynalazek szatana, a innym razem element niezbędny w życiu zadbanej, współczesnej kobiety.

W ogóle moda i obyczaje kazały przypisywać szmince bardzo różne funkcje. Pełniła zarówno rolę w różnych rytuałach o charakterze magicznym czy religijnym. Szminka wyznaczała różne granice społeczne. Bywało też, że szminka była właśnie takim symbolem próżności i i złego prowadzenia się. Ale bywało też, że szminka była symbolem klasy, szyku i elegancji. Od początku XX wieku szminka stała się symbolem kobiecej wolności i niezależności. Emancypantki uczyniły ją rzeczniczką sprawy kobiecej. W czasie drugiej wojny światowej szminka nagle stała się też symbolem patriotyzmu i wiary w rychłe zwycięstwo. Czyli widać, że ta rola przypisywana tak niewielkiemu kosmetykowi, zmieniała się na przestrzeni wieków bardzo dynamicznie.

To może przejdźmy teraz właśnie do tego, jaką ta szminka pełniła funkcję w czasie wojny. Była niemalże takim znakiem ruchu oporu.

W wizji partii nazistowskiej kobieta miała być taka tradycyjna, zadbana, ale nie upiększona. Miała zajmować się domem i jej rolą było rodzenie dzieci. I właśnie w czasie II wojny światowej ta szminka - tak pogardzana przez Hitlera - stała się symbolem sprzeciwu wobec jego polityki, takim bardzo jaskrawym i wyraźnym. Kobiety chętnie z tego korzystały i chętnie manifestowały swoje niezadowolenie. Jednocześnie szminka była też taką namiastką codzienności sprzed wojny, do której - łatwo się domyślić - bardzo tęskniono. Pojawiło się mnóstwo artykułów w prasie, które zalecały kobietom stosowanie szminki. Pojawiały się też artykuły mówiące o tym, jak tej szminki nieco oszczędzić, czyli używać ją tylko na specjalne okazje. Bo oczywiście w czasach reglamentacji niełatwo było kupić nowy kosmetyk.

A jednocześnie za oceanem powstawały takie kolory, na przykład o nazwie Victoria.

Nazwy tych szminek oczywiście również były programowe. Tak samo hasła reklamowe. One wszystkie nawiązywały do wojny. Te nazwy szminek były zupełnie nie kobiece. Zachęcały do manifestowania tej kobiecości, bp staranny wygląd, zadbany wygląd miał podnosić morale walczących.

Wróćmy jeszcze na chwilę do przeszłości. Sufrażystki uczyniły ze szminki poniekąd znak swojej niezależności. Dzisiaj nam się szminka raczej kojarzy z delikatnością, z podkreśleniem tej kobiecej natury, skupionej na urodzie, na tym, co zewnętrzne. Jak to się stało, że szminka była niemalże znakiem feminizmu?

To było w czasach, kiedy kobietom nie wypadało malować się w przestrzeni publicznej. Szminka była zarezerwowana dla prostytutek i aktorek. Kobiety obarczone były szeregiem zakazów. Panie, które nie zgadzały się na taką sytuację, wybrały właśnie szminkę jako symbol swojego protestu i swojej niezależności. Jeżeli mają ochotę sięgnąć po makijaż, to to zrobią. Ostentacyjnie malowały usta w miejscach publicznych, trochę jakby na przekór. Specjalnie malowały się na oczach zaciekawionych przechodniów, podkreślając swoją wolność. Nie tylko kobiety wychodziły z domu w makijażu, ale właśnie poprawiały ten makijaż w miejscach publicznych, czy przy kawiarnianym stoliku, czy na ławce w parku. Powstały też takie bardzo modne torebki kosmetyczki, które zawierały specjalne przegródki na te najbardziej potrzebne kosmetyki, czyli właśnie szminkę do ust, kredkę do brwi i lusterko. One były dekorowane i ważny był nie tylko kolor szminki czy jej wykończenie, ale właśnie etui - bo zwracało uwagę. Na początku XX wieku producenci kosmetyków zastanawiali się, kto jest w stanie zrobić więcej dla upowszechnienia makijażu wśród kobiet. Emancypantki, działaczki pierwszej fali feminizmu czy aktorki. Postawiono na te drugie. To był złoty czas filmu i żeńska część publiczności wpatrzona była w te ekrany kinowe. Patrzyły na makijaż aktorek, doskonale podkreślający ich urodę i później czytały o tym makijażu w czasopismach poświęconych filmowi, ale także modzie i urodzie. Nagle zapragnęły odtworzyć makijaż ulubionych gwiazd i same się do nich upodabniać. Zresztą redaktorki tych żurnali zamieszczały opisy makijażu, jak w ogóle taki makijaż wykonać. Kobiety wyposażone w stosowną wiedzę, zamawiały kosmetyki korespondencyjnie lub udawały się do domu towarowego, żeby tam kupić wszystko, co niezbędne.

No właśnie, bo kiedyś stworzenie odpowiedniej szminki wymagało niemalże alchemicznej wiedzy.

Tak było, tak było. Zresztą ten moment, kiedy alchemicy promowali swoje wyroby wśród władczyń dla mnie był i jest bardzo interesujący. Wydaje mi się, że w genialny sposób próbowali przekonać królowe i księżne o wyższości własnych wyrobów nad innymi. Dlatego zaczęli -nazwalibyśmy to teraz - akcję marketingową. Zaczęli przypisywać swoim mazidłom różne magiczne właściwości. Bardzo często, kiedy nakładano szminkę na usta kobiety, wypowiadano przy tym specjalne magiczne zaklęcia. Wierzono, że szminka potrafi choroby wyleczyć albo im zapobiec.

My wiemy, jakie to były zaklęcia? Ciekawe, czy by to na dzisiejsze szminki działało?

Niestety nie udało mi się dotrzeć do treści zaklęć. Ale, ale sam fakt, sam pomysł dla mnie jest fascynujący.

Taka mantra: "jestem piękna, jestem piękna". Na przestrzeni lat, na przestrzeni wieków różnie się stosunek do tego makijażu kształtował. Jak to wyglądało przez poszczególne epoki?

W starożytności zwykle na makijaż patrzono dość przychylnie poza starożytną Grecją, kiedy faktycznie makijaż był domeną heter. Traktowano go jako próbę oszustwa. Dlatego kobietom odradzano stosowanie makijażu. Później oczywistym jest, że moralność średniowieczna makijaż potępiała. W renesansie z kolei moda na makijaż wróciła, również moda na pomadki. Pomadki były tak popularne, że w pewnym momencie wykorzystywano je również jako środek płatniczy. Miały oczywiście niemałą wartość. Makijaż barokowy był teatralny, inspirowany makijażem aktorów, przesadzony, jaskrawy. Natomiast najmniej przychylnie poza średniowieczem do makijażu odnosiła się epoka romantyzmu, z całą swoją moralnością mieszczańską. Nie było w niej miejsca na różne zbytki, a makijaż uważano oczywiście za ewidentny przejaw próżności. Mimo to kobiety bardzo rzadko poddawały się takim zakazom. Próbowały obchodzić je na różne sposoby. Szminek używano w tajemnicy, na przykład w ściśle kobiecym gronie. Problem z makijażem był taki, że nie można było się malować w obecności mężczyzny. Mężczyźni się chronili.

Żeby ich nie kusić.

Tak, ale żeby ich też nie oszukać. Mężczyźni chronili się wręcz prawem. Chyba w osiemnastym albo siedemnastym wieku w Wielkiej Brytanii pojawił się projekt takiej ustawy, który trafił do parlamentu. O nim dyskutowano. Jeżeli kobieta uwiedzie mężczyznę przy pomocy magicznych sztuczek, jak makijaż, szminka, wysokie obcasy albo peruka, takiemu mężczyźnie przysługuje prawo unieważnienia ożenku. A kobieta może być karana jak za stosowanie czarów. Czyli faktycznie mężczyźni podchodzili do tego bardzo poważnie. Kobiety z kolei próbowały to obchodzić i dalej poprawiać urodę w sposób niekosmetyczny. Na przykład usta przygryzając tak, żeby poprawić ich koloryt. Usta pocierano kryształkami cukru lub brandy. Były różne sposoby.

Czyli kombinowałyśmy zawsze, ale też trzeba pamiętać, że kosmetyki z dawnych lat czasami przyprawiały użytkowniczki o różne choroby.

Przez długi czas wykorzystywano substancje nie tyle szkodliwe dla zdrowia, co wręcz trujące. Chociaż nie do końca zdawano sobie z tego sprawy. Im bardziej oczywiście rozwijała się nauka, tym więcej substancji szkodliwych odkrywano i eliminowane je powoli ze składu pomadek. Historia zna przykłady ofiar kosmetyków. Kobiet, które upiększanie się faktycznie przypłaciły życiem.

A co nam współcześnie daje szminka? Bo nie daje nam już mocy magicznych - czego bardzo żałuję. No więc co nam daje?

Ja myślę, że szminka po pierwsze nie tylko przyciąga spojrzenia, ale jest też jakby maską, która z jednej strony pozwala się ukryć przed światem zewnętrznym, z drugiej zaś pozwala nam odgrywać różne role. Bardzo lubię to, co powiedziała wizażystka Bobbi Brown. Twierdziła, że jeśli oczy są zwierciadłem duszy, to usta są zwierciadłem naszego nastroju. I myślę, że wiele w tym prawdy. Wtedy, kiedy jesteśmy pewne siebie i czujemy się przebojowe, nakładamy na usta szminkę w jaskrawych, intensywnych odcieniach czerwieni. Natomiast kiedy chciałybyśmy zniknąć w tłumie, prawdopodobnie malujemy usta na jakiś kolor delikatny.

No właśnie, bo ta czerwień z jednej strony nam się kojarzy z seksapilem, powabem erotycznym, ale ona też jest trochę taką bronią. Trochę prowokacją, a trochę bronią. Jak paski u osy.

Ja w ogóle myślę, że czerwień jest wymagająca i nie każda kobieta potrafi ją udźwignąć. Wymaga odwagi, bo faktycznie przyciąga spojrzenia zdecydowanie mocniej niż inne kolory. Największe diwy kina i estrady malują usta czerwienią.

Pasuje na czerwony dywan.

Niewiele jest sław, znanych z ust innych niż czerwone. Chociaż bywały takie, na przykład Brigitte Bardot malowała usta jasnym błyszczykiem. Ale to bardziej wyjątek, który zamiast zaprzeczać, potwierdza zasadę.

A jak by pani spojrzała na współczesne czasy? Z jednej strony mamy sklepy z kosmetykami na każdym kroku, a z drugiej strony mamy też bardzo silny trend na "no make up". I mamy też bardzo silny trend takiego oszustwa, makijaż "no make up", który polega na tym, że stosujemy bardzo dużo kosmetyków, ale mają wyglądać na niewidoczne. Z kolejnej strony mamy jeszcze rozmaite filtry w Instagramie, w telefonie.

Z jednej strony ze względu na to, że gest szminkowania ust jest teraz bardzo powszechny i nasiąknął codziennością, stracił prawie wszystko ze swojej dawnej symboliki. Nie jest już oczywiście symbolem próżności, nie jest też oznaką kobiecej niezależności.

I nie jest powodem do rozwodu.

Absolutnie nie. Myślę, że żyjemy w czasach, które hołdują wielości upodobań. Każdego ranka każda kobieta może zdecydować, czy usta malować, czy nie malować. Nie obowiązują już nas odgórne zakazy czy nakazy. Żyjemy w czasach, o których kobiety nieśmiało marzyły. Dysponujemy wolnością wyboru i myślę, że to jest piękne.