W sensie tradycyjnego rozumienia kampanii samorządowej i jej atrybutów - ta kampania jest nudna. (...) Generalnie nie widać w dużych miastach i miastach mniejszych jakiejś szczególnie rozwiniętej kampanii merytorycznej - mówi politolog Wawrzyniec Konarski w rozmowie z reporterką RMF FM Agnieszką Witkowicz. Na szczeblu lokalnym meritum powinno być o wiele ważniejsze niż na szczeblu centralnym. W wyborach parlamentarnych zwykle politycy bawią się w retoryczne chwyty, z których i tak nic nie wynika - mówi profesor SWPS i Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Agnieszka Witkowicz: Jak ta kampania może wyglądać w obliczu tego, co stało się w Łodzi?

Wawrzyniec Konarski: W sensie tradycyjnego rozumienia kampanii i jej atrybutów - ta kampania jest nudna. Nie skupia się ona na interesujących debatach, czy polemikach, ale polemikach rozumianych jako polemiki twórcze, merytoryczne. Kampania przypomina - zwłaszcza w dużych miastach, wyścig o splendor. Ludzie, którzy dzisiaj są włodarzami swoich miast, widać to świetnie na przykładzie Warszawy czy Krakowa, zintensyfikowali szereg działań o charakterze remontowo-budowlanym. W ten sposób mają oczywiście ochotę legitymować się wobec wyborców tym, że dbają oni o miasto. Tyle, że miasta te remontowane są w sposób bałaganiarski - są rozkopane, co oczywiście wzbudza naturalną irytację mieszkańców. Efekty też oczywiście kiedyś przyjdą. Niemniej jednak ta kampania dzisiaj jest kampanią opartą - jak powiedziałem w dużych miastach - na aspekcie remontowo-budowlanym. Generalnie nie widać w dużych miastach i miastach mniejszych jakiejś szczególnie rozwiniętej kampanii merytorycznej. Pewne próby tego dało się ostatnio zauważyć z uwagi na rosnącą aktywność kandydatów. Ale przyznaję, że są to pierwsze koty za płoty, w związku z tym sam jestem ciekaw czy ta kampania przeistoczy się wreszcie w dyskusję merytoryczną. Czemu to jest ważne? Na szczeblu lokalnym meritum powinno być o wiele ważniejsze niż na szczeblu centralnym. W wyborach parlamentarnych zwykle politycy bawią się w retoryczne chwyty, z których i tak nic nie wynika. Potem i tak one są niedotrzymywane - mówię o obietnicach. Natomiast z perspektywy wyborów lokalnych, te obietnice mogą być powodem do konkretnych żądań, pamiętania o nich ze strony tych, którzy są wyborcami na szczeblu lokalnym. Łatwiej jest dotrzeć do osoby, która jest radną, burmistrzem, prezydentem czy wójtem w sytuacji gdy mieszka się w konkretnym powiecie bądź gminie. Dlatego ta dyskusja - oczekuję tego w każdym razie - powinna przeistoczyć się z takich podchodów, na razie bardzo mało wyrazistych, w kierunku konkretów, które będą pokazywać rzeczywistą dbałość o interesy społeczności lokalnych. Niemniej proszę zauważyć - tego się też obawiam przy okazji tych wyborów lokalnych - wysypu pewnych osób, które są nieprzygotowane do tej roli, ale będą uznawały - zwłaszcza osoby młode, że jest to dobry sposób na życie. To jest stabilny zarobek przez kilka lat, to jest możliwość zawarcia pewnych, cennych znajomości - krótko mówiąc ustawienia się na przyszłość. Takich kandydatów - bardzo bym chciał żeby tak było - należałoby od razu umieć odcedzić od tych, którzy oczywiście są zainteresowani działalnością na forum lokalnym, a nie tylko chcą udzielać się na rzecz własnej autopromocji.

Agnieszka Witkowicz: Właśnie, tacy kandydaci już zaczęli kampanię. Już widać takich, którzy ścigają się czasami w tym, co kto zrobi głupszego.

Wawrzyniec Konarski: Tak, co gorsza to ściganie się, niestety się później nie zmienia - a to jest już błąd wyborców. Oni powinni z tego prawa skorzystać, w momencie, kiedy dana osoba już piastuje swoją funkcję. Właściwie te błędy są cały czas powtarzane. Zawsze przy okazji każdych wyborów pojawiają się takie grupy ludzi, które będą chciały demonstrować swoją rzekomą chęć ku działalności na rzecz społeczności lokalnej - w istocie tego nie potrafiąc. Ten wyścig powinien być stopowany przez samych wyborców, którzy powinni brać udział w spotkaniach wyborczych. Powinni w ewidentny sposób starać się tym ludziom, którzy chcą kandydować i kandydują, zadawać pytania, z których potem będą rozliczani. Ponieważ w warunkach polskich mamy - i to jest zjawisko bardzo złe, ogólnie istniejące od wielu lat - wyraźnie widoczną rosnącą skalę inercji politycznej, jeżeli chodzi o kwestię partycypacji politycznej ludzi. Dotyczy to szczebli centralnych jak i lokalnych. Mam obawę, że ta aktywizacja wyborców niestety jest dzisiaj temperowana poprzez rosnące procesy alienacji wobec polityki. Znużenie, rozczarowanie osobami, które się w politykę angażują, co do których wiele osób, które głosują, ma przeświadczenie, że są to osoby niekompetentne, ale często są wybieranie, bo reprezentują coś co nazywane jest mniejszym złem .

Agnieszka Witkowicz: Jeżeli patrzymy na tych polityków z tej politycznej wierchuszki, w jaki sposób oni mogą się zaangażować w tę kampanię samorządową? Czy przypadkiem oni już nie zaczęli się angażować?

Wawrzyniec Konarski: To zaangażowanie ma różne oblicza. Po pierwsze, proszę zauważyć, że mamy w Polsce ciekawą tendencję, iż część polityków zaangażowanych centralnie np. posłów, chciałaby się przenieść na poziom lokalny. Ja osobiście tłumaczę to niechęcią do takiego istnienia na swoistym widelcu - zwłaszcza medialnym, i raczej chęci ku temu, żeby móc się skupić na takiej spokojniejszej pracy, na pozornie spokojniejszej pracy na forum lokalnym, która gwarantuje zupełnie niezłe pieniądze i mniejszą wizerunkowość. Częstokroć jest tak, że ludzie, którzy nie radzą sobie na szczeblu centralnym z polityką, wolą być mniej wizerunkowi, mniej dostrzegalni medialnie, ale mieć pewną "spokojniejszą pracę". To, jak sądzę psychologicznie, byłaby pewna próba znalezienia powodów motywacyjnych do takich działań. Inną złą tendencją, którą dzisiaj niestety widać jest stosunkowo rosnąca liczba osób, które mają zamiar kandydować, korzystając w faktu pokrewieństwa, z różnymi ważnymi osobami w polskiej polityce. To zjawisko, jeśli ono przybierze szeroki poziom i stanie się zjawiskiem - nie chcę mówić powszechnym, ale znaczącym - w skali statystycznej, będzie pokazywać, że do polityki idą - bądź chcą iść, różne osoby, które nie mając ku temu odpowiednich predyspozycji - także do tego, żeby być radnymi, upatrują swojej szansy w tym, że są z kimś spokrewnione. Są dziećmi, żonami, mężami, braćmi, siostrami tych, którzy już w polityce są. To zjawisko jest ewidentnie złe, dlatego, że materia publiczna, która w Polsce szwankuje - i taką mamy właśnie jakość klasy politycznej, bo wiele osób tam jest niekompetentnych - nie powinna być zapełniona osobami, które chcą zrobić "jakąś karierę", dlatego, że są z ważnymi osobami spokrewnione. Ale powinna być ta materia obsługiwana przez tych ludzi, którzy czują ku temu powołanie. Otóż, jeżeli zjawisko nepotyzmu się warunkach polskich będzie pogłębiać, tym samym będzie pogłębiać się tendencja ku oligarchizacji polskiej polityki, a więc temu co jest zaprzeczeniem demokracji.

Agnieszka Witkowicz: Katastrofa smoleńska i te wydarzenia w Łodzi będą się rzucać cieniem na tą kampanię wyborczą, czy też raczej ta dyskusja na szczytach politycznych nie przeniesie się na ten szczebel lokalny?

Wawrzyniec Konarski: Nie chcę uchodzić za proroka, ale wydaje mi się - tak mówi mi intuicja - że stosowanie retoryki smoleńskiej nie do końca może być skuteczne na szczeblu lokalnym, bo szczebel lokalny jest szczeblem konkretnym. W związku w tym, jeżeli ktoś chciałby to akcentować, to mógłby się bardziej wygłupić niż cokolwiek z tego zyskać. Zakładam, że ta retoryka będzie tutaj mniej istotna, aczkolwiek nie zniknie ona z debaty publicznej, ponieważ zadbają o to politycy centralni.

Agnieszka Witkowicz: Politycy centralni tak intensywnie mówią o tych podziałach, chociaż niby w tej takiej warstwie słownej mówią, żeby się łączyć, ale tak naprawdę bardzo podkreślają podziały między sobą. Czy to jest już gra na wybory parlamentarne przyszłoroczne, czy na samorządowe?

Wawrzyniec Konarski: Ja myślę, że jest to przygotowywanie głównie gruntu do wyborów parlamentarnych. Jest to bardzo zła i ryzykowna linia postępowania, ponieważ ta linia nie ma w sobie nic z prewencji. Mamy w warunkach polskich, rosnące pokłady agresji, między politykami, które przenoszą się na stosunki wśród osób, które są potencjalnymi wyborcami. W ramach ich rodzin, kręgów towarzyskich i kręgów zawodowych to politycy, że podkręcają tego typu argumentację w bieżącej debacie są po prostu nieodpowiedzialni. Stawiam mocną tezę - są nieodpowiedzialni, wiedząc, że i tak społeczeństwo polskie jest silnie nacechowane tendencjami agresywnymi, działają w takich sposób, żeby jeszcze bardziej te tendencje pogłębiać. To jest działanie nieodpowiedzialnie, szkodliwe i cyniczne. W myśl reguły - takie mam wrażenie, część polskich polityków centralnych - jak ich nazwaliśmy, angażuje się w taką debatę, jak najbardziej mając na uwadze przede wszystkim przyszłe wybory parlamentarne, a nie lokalne. W wyborach lokalnych ta argumentacja może być wyśmiana i chciałbym żeby tak było.