"Dowódca Tu-154 'zawiesił się psychicznie', realizował podejście do lądowania, ale nie słyszał uwag kolegów z załogi, to lądowanie nie miało prawa się udać"- mówi w Kontrwywiadzie RMF FM płk Robert Latkowski, wieloletni dowódca 36. Pułku. "W 36. pułku powstała luka pokoleniowa, młodzi szkolili młodych. Ta załoga była zbyt młoda, by realizować to zadanie" - twierdzi.

Konrad Piasecki: Warto bić się z Rosjanami o to, że i oni ponoszą winę za katastrofę smoleńską?

Robert Latkowski: Warto, dlatego, że my ponosimy winę za tę katastrofę, za to, co się stało, ale oni nam w tym też pomogli.

Konrad Piasecki: Ta walka nie jest skazana na niepowodzenie?

Robert Latkowski: Nie, jesteśmy w stanie im to udowodnić, ponieważ przyjmowali ten samolot, współpracowali z załogą na ostatnim etapie tego lotu, to znaczy na najważniejszym etapie tego lotu - w czasie lądowania.

Konrad Piasecki: Gdyby pan miał rozłożyć winy, ile byłoby jej po stronie polskiej, a ile po stronie rosyjskiej.

Robert Latkowski: Ja się nad tym już zastanawiałem panie redaktorze. Najpierw myślałem, że tak 50 na 50. Teraz po tych wszystkich danych MAK-u coraz bardziej jestem przekonany teraz, że nie zmniejszyłbym tej odpowiedzialności. Zarówno po naszej stronie 50, jak i po stronie rosyjskiej 50.

Konrad Piasecki: Gdybyśmy mieli wymienić te podstawowe błędy Rosjan, podstawowe błędy wieży podczas tych feralnych minut i sekund 10 kwietnia - jakie by to były punkty?

Robert Latkowski: Ja uważam, że Rosjanie popełnili zasadniczy błąd. Współpracując z załogą na ostatnim etapie podejścia do lądowania, to znaczy na etapie lądowania. Etap lądowania to jest jeden z najtrudniejszych elementów tego lotu. Dwa podmioty muszą ze sobą współpracować: załoga samolotu i kontrolerzy na lotnisku. Gdyby Rosjanie nie współpracowali z załogą, tylko powiedzieliby krótko: nie przyjmujemy tego samolotu, nie byłoby katastrofy, nie byłoby odpowiedzialności. Ponieważ nie zdecydowano się z wieży oficjalnie - ja nie mówię, jakie były nieoficjalne rozmowy z Moskwą - ale nie zdecydowano się zaprzestać procedury podejścia do lądowania, a współpracowano z tym samolotem do - można powiedzieć - zderzenia z ziemią.

Konrad Piasecki: I jak pan lądując w Rosji, a wielokrotnie pan w Rosji lądował, zrozumiałby to kluczowe sformułowanie "posadka dopołnitielno"?

Robert Latkowski: "Posadka dopołnitielno" to jest sformułowanie nie tyle w języku rosyjskim, ale sformułowanie proceduralne, bo jest tzw. frazeologia lotnicza, która dotyczy prowadzenia korespondencji z lotniskiem - zarówno z języku rosyjskim jak i angielskim.

Konrad Piasecki: W takim razie w tej lotniczej frazeologii pilotów, co to oznacza?

Robert Latkowski: To znaczy, że załoga nie ma zgody jeszcze na lądowanie, natomiast nie przerywa jej to dalszego podejścia do lądowania. Dodatkowo dostanie albo zgodę, albo odmowę na wykonanie tego lotu.

Konrad Piasecki: W raporcie MAK-u napisano twardo, że powyższe sformułowanie oznacza, że na lądowanie nie zezwolono. Nie zezwolono rzeczywiście?

Robert Latkowski: To nie oznaczało zgody na lądowanie.

Konrad Piasecki: Ale też nie zakazywało lądowania? Wieża powinna coś jeszcze potem powiedzieć?

Robert Latkowski: Tam nie ma w całej nagranej transkrypcji słowa, że zabraniają podchodzić.

Konrad Piasecki: Jest jeszcze jakaś tajemnica, jakaś zagadka katastrofy smoleńskiej, której pan nie potrafi rozwikłać?

Robert Latkowski: Ja uważam, że już wszystko zostało praktycznie powiedziane - zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Jesteśmy na tyle winni, że złamaliśmy podstawowe zasady. Była błędna decyzja podjęta o starcie tego samolotu, błędna decyzja o lądowanie tego samolotu. Złamaliśmy także regulamin wykonywania lotów, bo w mgle się nie ląduje, ale niestety Rosjanie wyrazili zgodę i współpracowali z nami. Chcieli uczestniczyć - nie wiem w czym, bo to lądowanie nie miało prawa się udać.

Konrad Piasecki: Z raportu MAK-u można wyciągać kolejne szczegóły dotyczące tego fatalnego lądowania, czy fatalnej próby lądowania. Tam jest napisane, że próbę wznoszenia rozpoczęto 30 metrów nad ziemią. Dlaczego tak nisko?

Robert Latkowski: Z tej transkrypcji doszliśmy do wniosków, że to 30 metrów, to było nad dnem tego wąwozu.

Konrad Piasecki: 30 metrów nad ziemią, dlaczego tak nisko? Dlaczego pilot, który słyszy, że jesteśmy coraz niżej 80, 70 metrów i na wysokości 70 metrów, kiedy pada komenda "odchodzimy" nic się nie dzieje?

Robert Latkowski: Panie redaktorze, ale wracamy do tego, że załoga nie widziała, że znajduje się nad wąwozem. Załoga nie wiedziała - wykonywała podejście do lądowania według radiowysokościomierza.

Konrad Piasecki : Ale też załoga nie zareagowała na okrzyk odchodzimy. Dlaczego nie zareagowała?

Robert Latkowski: Komenda "odchodzimy" powinna przerwać stan niepewności dowódcy załogi, który nie reagował na pewne sprawy. I w tym momencie drugi pilot powinien obowiązkowo przejąć stery - obowiązkowo. Dowódca załogi najwyraźniej zawiesił się psychicznie. Ten stan jest bardzo poważny, bo pilot realizuje to podejście, ale nie słyszy uwag swoich kolegów w kabinie.

Konrad Piasecki : Gdyby nie brzoza, byłaby szansa, żeby ten samolot się uratował?

Robert Latkowski: Według mnie nie. Ten samolot nie miał szans.

Konrad Piasecki: Rosjanie piszą, że nastąpiło tzw. przeciągnięcie.

Robert Latkowski: Właśnie. Przeciągnięcie to polega na tym, że samolot, aby wykonywał lot i utrzymywał się w powietrzu, musi mieć siłę nośną. A tę siłę nośną zapewnia mu ustawienie skrzydła pod pewnym kątem, tzw. kątem natarcia, pod którym opływają strugi powietrza. Jeśli gwałtownie pociągnie się wolant, a w tym wypadku była gwałtowna reakcja, następuje przeciągnięcie tego samolotu, wejście na kąty krytyczne i zerwanie strug.

Konrad Piasecki: Czyli ten samolot nie miał szans?

Robert Latkowski: Nie miał szans.

Konrad Piasecki: Ta załoga w tym składzie, z tym doświadczeniem, powinna 10 kwietnia pilotować samolot prezydencki?

Robert Latkowski: Uważam, że nie. To była zbyt młoda załoga, żeby wykonywała tak odpowiedzialne zadanie.

Konrad Piasecki : Dlaczego załogę tak dobrano?

Robert Latkowski: Na to pytanie nie odpowiem. Nie byłem przy doborze tej załogi, nie znam procedur jakie w pułku wtedy obowiązywały.

Konrad Piasecki : A czy w pułku są jeszcze lub byli rok temu piloci, którzy byli bardziej doświadczeni, którzy powinni pilotować w tym momencie ten samolot?

Robert Latkowski: Piloci są, tylko ja nie wiem, czy akurat na Tu-154 są tacy piloci. Kiedy ja odchodziłem, a ze mną doświadczona grupa pilotów, która była szkolona w Rosji, powstała tzw. luka pokoleniowa. Zerwana została metodyka szkolenia, odeszli doświadczeni instruktorzy. Zaczęto szkolić młodych i szkolili ich również młodzi ludzie. Wszyscy wskazują na to, że luka pokoleniowa doświadczenia lotniczego została zerwana.