Rząd chce skończyć z tolerancją dla kierowców nieznacznie przekraczających prędkość. Teraz jazda za szybka o 10 km/h nie musi skończyć się mandatem. Jednak resort infrastruktury i rozwoju chce znieść ten przywilej. Jak tłumaczą ministerialni urzędnicy, tolerancja to podświadoma zachęta dla kierowców do przekraczania granicznej prędkości. Prezenterzy popołudniowych faktów mają różne poglądy na ten temat. Agnieszki Friedrich nie przekonują tłumaczenia, że rząd kieruje się wyłącznie troską o bezpieczeństwo na naszych drogach. Natomiast Bogdan Zalewski przyklaskuje ministerstwu - z pozycji pieszego i pasażera. Z jego obserwacji wynika, że kierowcy bardzo często przekraczają dozwoloną prędkość i należy to ukrócić. A Wy? Co sądzicie? Zagłosujcie w naszej sondzie i napiszcie własny komentarz. Niewykluczone, że właśnie Twoją opinię usłyszy cała Polska.

AGNIESZKA:

Nie przekonują mnie twierdzenia, że zniesienie tej jakże niewielkiej tolerancji cokolwiek zmieni w kulturze jazdy kierowców. Jako prowadząca każdego dnia pojazd osobowy, niełamiąca przepisów uważam, że przekroczenie dozwolonej prędkości jedynie o 10km/h nie jest piractwem drogowym.
BOGDAN:

Agnieszko, też podejrzewam, że Platformie Obywatelskiej i jej rządowi wcale nie zależy na poprawie bezpieczeństwa na drogach. PRĘDZEJ - na dodatkowych mandatach, które dostarczą gorącej gotówki do coraz bardziej dziurawego budżetu państwa. Natomiast ich intencje w tym momencie mniej mnie interesują. Wariactwo piratów na drogach trzeba koniecznie ukrócić. Często towarzysząc mojej żonie - kierowcy obserwuję uważnie wolnoamerykankę wielu innych "użytkowników" dróg. To jest jeden wielki skandal! Sporo ryzykantów pruje z zawrotną prędkością, łamiąc jakiekolwiek ograniczenia. Moim zdaniem trzeba wprowadzić program ZERO TOLERANCJI dla łamiących ograniczenia.
AGNIESZKA:

Sam widzisz Bogdanie, że problemem jest znaczne przekraczanie prędkości, mówiąc wprost - głupota wielu kierowców i tu proponowałabym zmiany w taryfikatorze. Kto przekroczy dopuszczalną prędkość o ponad 50 km/h - niech płaci co najmniej 1000 zł. Choć obawiam się, że bardziej restrykcyjne przepisy niewiele pomogą w eliminowaniu wariatów na drogach.
BOGDAN:

Trzeba ścigać za KAŻDE przekroczenie dopuszczalnej prędkości. Moim zdaniem chodzi o wprowadzenie psychologicznej bariery. Kiedy jest zgoda na pobłażanie, kierowcy pozwalają sobie na więcej. Gdy tolerancja znika, ryzykowanie się kończy. Mówię tu o normalnych kierowcach. Wariatów - wiadomo - trzeba izolować, a najlepiej nie dopuszczać za kierownicę. Testy psychologiczne z prawdziwego zdarzenia z pewnością wyeliminowałyby problem psychopatów za kierownicą, pędzących po szosie z prędkością światła.
AGNIESZKA:

Ale Twoja propozycja wymagałaby zaangażowania większych sił i środków, a przecież w planie, nad którym dyskutujemy - zgodzę się z Tobą i wieloma naszymi internautami - chodzi o kolejne wpływy do kasy państwa. A tak swoją drogą - zauważ jak niewiele trzeba, by znaleźć kolejny temat zastępczy - "Niewielkie przekroczenie prędkości - ogromne emocje". Czy nie można pochylić się nad naprawdę poważnymi problemami w tym kraju?
BOGDAN:

Fotoradary to nie jest błahy temat. Nie zapomnę, jak w 2007 roku opozycjonista-twardziel Donald Tusk krytykował przebrzydłego ówczesnego premiera, kpiąc z Jarosława Kaczyńskiego : "tylko człowiek bez prawa jazdy może stawiać fotoradary". Aż zasiadł na stolcu szefa rządu i zasadził w Polsce cały las fotoradarów. A teraz rząd i partia zmotoryzowanego Donalda Tuska cofa przywileje dla kierowców, zaostrzając liberalne prawo. Ja się cieszę. Po pierwsze śmieję się w kułak z naiwnych wyborców tego "liberała", a po drugie uważam, że żadnych taryf ulgowych co do prędkości na drogach nie powinno być!