Beata Lubecka: Nie jest tajemnicą, że ksiądz znał Karola Wojtyłę z czasów, za nim trafił na Stolicę Apostolską. To dla księdza Lolek czy Karol?

Michał Czajkowski: Dla mnie to był od razu biskup Karol Wojtyła. Ja nie jestem księdzem krakowskim. Ja go nie poznałem przed biskupstwem. Kiedy studiowałem w Rzymie i „Tygodnik Powszechny” dzwonił do mnie po reportaż przedsoborowy, potem soborowy, to ksiądz, młody biskup, Karol Wojtyła przychodził do mnie, przekazując mi różne polecenia do kurii krakowskiej na koszt „Tygodnika”.

Beata Lubecka: Jaki to był, ten młody biskup?

Michał Czajkowski: Dodam, że mieszkałem przez ścianę z obecnym biskupem Tadeuszem Pieronkiem, który był krakowskim księdzem. Oni byli o wiele lepiej zaprzyjaźnieni. Nieraz rozmawialiśmy długo z biskupem Wojtyłą przy herbacie, którą robił Tadeusz Pieronek w swoim pokoju. Jaki był? Bardzo ludzki. Nie okazywał w niczym swojej wielkości, która już nie była ukryta.

Beata Lubecka: To już tak biło z tego człowieka?

Michał Czajkowski: Nie tak bardzo jak wtedy, gdy został papieżem. Na tle większości polskich księży biskupów, którzy przyjeżdżali na sobór, on się wyróżniał, nie tylko swoim śmiałym wkładem w dorobek soboru, ale także kontaktami międzynarodowymi z biskupami innych państw. Było coś takiego, iż rzeczywiście można było przeczuć, że przed nim jeszcze wielka historia. Był przy tym bardzo ludzki, dowcipny, pokorny, bardzo normalny.

Beata Lubecka: Czyli postać wielowymiarowa?

Michał Czajkowski: Wielowymiarowa - ale to dopiero mogłem stwierdzić, kiedy został papieżem. Spotykaliśmy się czasem w Polsce po powrocie z moich studiów, kiedy już był arcybiskupem, kardynałem. Właściwie dopiero papiestwo odkryło mi jego wielowymiarowość, to ogromne bogactwo tej osobowości.

Beata Lubecka: Zdaje się, że świat też to zrozumiał. Papież zmienił świat, ale jak go zmienił?

Michał Czajkowski: To, co się działo w ostatnich dniach, wokół jego gaśnięcia i jego śmierci, to nie są czysto kurtuazyjne oznaki solidarności, lecz to dowód jak on głęboko wniknął w dzieje tego współczesnego świata. Jak zmienił? Może dopiero z perspektywy czasu te wielkie zmiany zobaczymy w Kościele i w świecie. Łatwiej mi jest odpowiedzieć: jak zmieniał? Na różne sposoby. Był wierny dziedzictwu soborowemu, który na bardzo autorski sposób interpretował i realizował, idąc dalej nie tylko poza literę tekstu, ale także poza ludzkie oczekiwania. Nieraz dziwił, gorszył, zaskakiwał w wielu sprawach. Rzucał podwaliny pod nową teologię, np. w sprawie relacji teologiczno cheścijańsko-żydowskich.

Beata Lubecka: Pobudzał?

Michał Czajkowski: Tak, ale to, co mnie najbardziej uderzało, to jego stosunek do innych. To już było widoczne, kiedy był młodym biskupem, potem arcybiskupem, kardynałem, a zwłaszcza kiedy został papieżem. Kiedy wydawało się, że jakiś mur chiński go oddzieli od zwykłych ludzi, on wtedy był im najbliższy, mimo tych różnych wymogów protokołu dyplomatycznego, wymogów bezpieczeństwa. Pamiętam parę spotkań. Pamiętam jego oczy. Pamiętam, jak umiał słuchać. Nie przerywał, nie pokazywał, że on już to wie, czy wie lepiej. Chcę wrócić do tego, co jest dla mnie zasadnicze: to jego szacunek dla każdego człowieka, ze względu na tożsamość tego człowieka, na to kim on jest: że jest ewangelikiem, prawosławnym, żydem, muzułmaninem, niewierzącym. Papież zawsze odkrywał specyfikę, tożsamość rozmówcy, jego kościoła i z pełnym szacunkiem się odnosił, świadom, że ten obcy, może stać się bliźnim, może wzbogacić jego wiarę.

Beata Lubecka: Czyli też papież doskonały psycholog?

Michał Czajkowski: U niego ta psychologia nie była nabyta. Nie wynikała z lektur, edukacji, lecz z instynktu dobra, szacunku dla dobra i - dodam - otwarcia na Ducha Świętego.

Beata Lubecka: Czyli kolejny dar?

Michał Czajkowski: Kolejny dar. Tych darów miał wiele. Przekazywał nam je i teraz rzeczą jest najważniejszą, żebyśmy nie zamykali się w bólu, żalu, nostalgii po tej wielkiej stracie, lecz umieli ten dar w naszym życiu osobistym, społecznym rozwijać.

Beata Lubecka: A jak możemy go rozwijać?

Michał Czajkowski: W różnych wypowiedziach przed jego śmiercią upierałem się i nadal się upieram, żebyśmy głębiej poznawali jego nauczanie, sens jego różnych gestów. Jest to ogromne bogactwo. Same teksty: zdaje się, że 35-36 tysięcy stron. Nie chodzi o to, byśmy je wszystkie znali, ale najważniejsze teksty, najważniejsze myśli. To tyczy głównie duszpasterzy, katechetów i publicystów, żebyśmy to przekazywali tym, którzy sami nie mają możliwości czytania. Z resztą nie chodzi o same teksty, lecz o orędzie w nich zawarte. Ktoś może nie znać dokumentów papieskich czy przemówień na temat żydów, ale każdy wie choćby dzięki telewizji, homilii, artykułom, o co papieżowi chodziło, że antysemityzm jest grzechem, że nasze korzenie są żydowskie. To jest pierwsza rzecz: realizować cierpliwie jego program, który jest programem bardzo autorskim, ale i soborowym. Kiedy umarł, wtedy przyszła mi druga refleksja, zwłaszcza kiedy patrzyłem w telewizji na pewne twarze, zapłakane, zamyślane głęboko, zadumane - ja dzieliłem tę zadumę. On mi coś mówi o Bogu, o moim powołaniu, on mnie pyta, jakim jestem chrześcijaninem, jakim jestem księdzem, kim jest dla mnie Bóg, kim jest dla mnie Chrystus, kim jest dla mnie drugi człowiek? Pytania takie podstawowe, religijne, ale zarazem egzystencjalne. Rzeczą jest ważną, by ten wstrząs jakim stała się jego śmierć, pozostawił trwały ślad w naszych sercach, umysłach i był impulsem do podjęcia na co dzień realizacji jego przesłania.

Beata Lubecka: Od nas samych zależy czy ten impuls podejmiemy?

Michał Czajkowski: Od nas samych. Tak jest. Mamy materiał, tylko co z tym zrobimy? To może zostać w dokumentach kościelnych, w archiwach, w księgach historii i to będzie przegrana tego pontyfikatu. Po tym, co już widzimy, ile się jednak dokonało dobra, także w Polsce – ja nie jestem pesymistą, jak mi niektórzy zarzucają, ja widzę, ile się dobra dzieje, ile wierności Ewangelii, ile wierności nauczaniu papieskiemu, tylko ważne żeby docierało to do coraz większej ilości naszych wiernych. Żeby nie byli karmieni tylko tą sieczką pełną nienawiści ze strony mediów, uważających się niesłusznie za katolickie. Bo to jest nieraz dla niektórych ludzi „głos prawdy”, „głos katolicki w naszym domu”. Musimy sięgać do czystych źródeł. A te czyste źródła, to jest przede wszystkim nauczanie Jana Pawła II.