W trakcie drogi krzyżowej w Watykanie krzyż mają nieść razem Rosjanie i Ukraińcy. Według ojca Tomasza Samulnika, na takie gesty jest jeszcze za wcześnie. "Nie robi się, jeśli mogę użyć tutaj obrazu, tego typu zabiegów na otwartej, krwawiącej ranie. Jeszcze jest za wcześnie, aby mówić o pewnego rodzaju pojednaniu, jakiego życzy sobie papież Franciszek. Myślę, że najpierw trzeba nazwać rzeczy po imieniu, wymierzyć sprawiedliwość po ludzku, a jest to sprawa polityków i sądów, nazwać ofiary ofiarami, oprawcę, najeźdźcę, okupanta po imieniu. I dopiero wówczas, po latach można mówić o tego typu gestach pojednania" - mówił w Porannej rozmowie w RMF FM dominikanin mieszkający na co dzień w Kijowie.

Jak mówi, w tej chwili do domu św. Marcina w stolicy Ukrainy przyjeżdżają setki uchodźców. "Są to ludzie, którzy stracili cały swój dobytek życia, którzy stracili swoich najbliższych, w bardzo często drastycznych, trudnych okolicznościach - rabunku, gwałtów, podrzynania gardeł na ich oczach" - mówił ojciec Samulnik. "To jest tak jak wyrwać z korzeniami całą tożsamość człowieka, miejsce, w którym do tej pory żył, czuł się bezpieczny, pracował, kochał. Teraz zostało mu to wszystko zabrane i pod wielkim znakiem zapytania stojące - co z tym dalej? Czy ja tam wrócę? Kiedy wrócę? Tego typu pytania są bardzo realne w tej wojnie" - podkreślał. 

O. Samulnik: Mam nadzieję, że papież przyjedzie. Ale po wojnie

"Mnie na początku wojny wydawało się, że to jakaś fikcja, dopóki rakieta nie walnęła 700-800 metrów od naszego klasztoru. Zatrzęśliśmy się w posadach, nawet się obudziłem. Przeszła mnie potężna trwoga" - mówił o. Tomasz Samulnik o początkach wojny na Ukrainie.

Dominikanin był też pytany o to, czy papież Franciszek przyjedzie na Ukrainę. "Mam nadzieję, że przyjedzie, ale podczas wojny nie radziłbym. Co by to zmieniło? Zatrzymałoby wojnę?" - odpowiedział retorycznie. "Jestem daleki od łączenia tronu z ołtarzem, polityki z Kościołem. Być może wizyta papieża, która, daj Boże, będzie miała miejsce, ona będzie we właściwym czasie, być może po wojnie. Bo tego wsparcia akurat wtedy będziemy najbardziej potrzebować" - dodał zakonnik.

O. Samulnik mówił też o nastrojach, jakie panują na Ukrainie. "Zdecydowanie jest więcej tego "peremożemo", tzn. musimy wygrać, musimy odnieść zwycięstwo zwłaszcza na tych terenach, które w tym momencie są okupowane. Bo znamy wagę naszego zwycięstwa i dla naszej krainy i dla całej Europy" - powiedział zakonnik.

Robert Mazurek, RMF FM: Ojcze, czy w Kijowie będą święta?

O. Tomasz Samulnik: Zapowiada się, że będą. Chrystus zmartwychwstał także w Kijowie.

Zmartwychwstanie, dodajmy.

Zmartwychwstanie, dokładnie. Przygotowujemy się do Świąt bardzo konkretnie, całą liturgię. Chociaż muszę powiedzieć, że zasadnicze Święta i główne Święta będą dopiero za tydzień, ponieważ w Kijowie w większości są osoby wyznania prawosławnego i część grekokatolików, więc główne Święta, w pełnym zakresie będą za tydzień. My jako znaczna mniejszość rzymskokatolicka przygotowujemy się na czas nam właściwy.

No dobrze, to wy świętujecie i teraz i za tydzień, a np. wasi potrzebujący, bo dominikanie prowadzą centrum świętego Marcina, w którym pomoc mogą uzyskać wszyscy, którzy jej potrzebują, czy oni też te Święta będą mieli?

Bracia dokładają starań, aby Święta były sprawowane właśnie w obydwu obrządkach - i w obrządku rzymskokatolickim, czyli w naszym czasie i również w prawosławnym, ponieważ przez nasz dom świętego Marcina przewija się w tym momencie wojny bardzo dużo osób ze wschodu Ukrainy, prawosławnych.

Ilu macie uchodźców w tej chwili w domu świętego Marcina?

Na ten czas trudno mi powiedzieć, ale przewija się tam mniej więcej co 3 dni około 100-130 osób, które zatrzymują się tam, jadąc ze wschodu Ukrainy, z Donbasu, po to, aby jechać na zachód Ukrainy lub do Polski.

No właśnie, macie ludzi, którzy uciekają przed wojną. Te opowieści, którymi oni na pewno się z wami dzielą, są straszne.

Tak, bardzo trudno mi nawet o tym myśleć i trudno mi się tym dzielić, ale spróbuję. Są to ludzie, którzy stracili cały swój dobytek życia, którzy stracili swoich najbliższych, w bardzo często drastycznych, trudnych okolicznościach - rabunku, gwałtów, podrzynania gardeł na ich oczach. Tego typu traumę przeżywają ci ludzie, przyjeżdżają i mieszkają u nas, w naszym klasztorze w Kijowie, bądź właśnie w centrum świętego Marcina.

Ojcze, ale co można powiedzieć takiemu zrozpaczonemu, straumatyzowanemu chrześcijaninowi z Buczy, z Irpienia, z Borodzianki, czy w ogóle skądkolwiek, który mówi: "Na moich oczach zabili mi córkę?".

Myślę, że i to, co robimy, to jest najzwyczajniej w świecie danie im schronienia nad głową, danie im zwykłych warunków życiowych - bycia z nimi, zrobienia im herbaty, zaproszenia na posiłek, zjedzenia z nimi tych posiłków, zapytania o zwykłą po prostu prostą pomoc, której chcą. Na przykład przyjechała do nas rodzina, której syn miał pobite okulary i pojechaliśmy od razu do optyka nieopodal i zrobiliśmy te szkła po prostu, aby mógł normalnie widzieć przy swojej wadzie wzroku -6.

Rozumiem, że to drobiazg, ale dla nich dość ważny.

Każdy drobiazg w takich warunkach ma bardzo ważny wymiar.

No właśnie, tylko że mnie nawet trudno pojąć, co mogą przeżywać ci ludzie, którym nie tylko majątek zniknął w ciągu jakiegoś wybuchu czy bombardowania, ale mogą stracić najbliższych i sąsiadów.

Tak, masz rację, trudno jest to pojąć. To jest tak jak wyrwać z korzeniami całą tożsamość człowieka, miejsce, w którym do tej pory żył, czuł się bezpieczny, pracował, kochał. Teraz zostało mu to wszystko zabrane i pod wielkim znakiem zapytania stojące - co z tym dalej? Czy ja tam wrócę? Kiedy wrócę? Tego typu pytania są bardzo realne w tej wojnie.

No dobrze, z jednej strony mamy Borodziankę, mamy Irpień, mamy Buczę i mamy wielką ofensywę w Donbasie zapowiadaną. Mamy Mariupol, mamy setki innych miast. A z drugiej strony w Kijowie powoli wraca normalność, prawda?

Tak, Bogu dzięki tak. Na jak długo, tego nie wiemy. Jeśli chodzi o tę normalność, pojawiają się linie autobusowe, coraz więcej ich kursuje, tramwajowe, również trolejbusowe.

A czy metro już jeździ? Bo przecież metro w Kijowie było jednym wielkim schronem.

I nadal niestety jest. Metro jeździ wyłącznie fragmentami. Są trzy linie metra, które, które jeżdżą fragmentami na swoich trasach. Nadal są tam ludzie, w tych większych i głębszych stacjach, które, jak powiedziałeś, służą właśnie jako schrony. Jeśli chodzi o tę normalność, to też zmniejsza się ilość wojska na ulicach, ilość checkpointów. Barykady nadal są, ale jesteśmy coraz mniej kontrolowani i to też spuszcza poziom stresu, można powiedzieć.

Świat widzi takie scenki, które mogłyby wskazywać, że w zasadzie już jest dobrze. Bo oto otwiera się kawiarnia, można sobie kupić kawę i przespacerować się po mieście, a Kijów wiosną jest piękny. Więc w zasadzie można by sobie pomyśleć: "No, hulaj duszo!".

To prawda, z jednej strony tak, ta normalność wraca. Z drugiej strony, gdy się przechodzi koło zbombardowanych budynków, koło zbombardowanej wieży telewizyjnej, która na szczęście jeszcze stoi, ale ślady wybuchu wokół widać, to wraca, że tak powiem świadomość wojny i wraca jakaś taka wielka potrzeba i prośba o wsparcie, aby to odbudować.

Ojcze, dzisiaj wieczorem wszędzie w Polsce i na świecie odbędą się drogi krzyżowe. W drodze krzyżowej w Watykanie zapowiadano, że krzyż będą nieśli wspólnie Rosjanie i Ukraińcy. Zdaje się, że to jest zresztą nieaktualna już propozycja, ale co wasi parafianie, co wasi Ukraińcy by powiedzieli na takie pomysły?

Co by powiedzieli? Co ja bym powiedział na ten temat, może tak, bo jest to dość świeża sprawa? Myślę, że jest to gest głęboko ewangeliczny ze strony papieża Franciszka. Jednakże o wiele za wcześnie. Nie robi się, jeśli mogę użyć tutaj obrazu, tego typu zabiegów na otwartej, krwawiącej ranie. Jeszcze jest za wcześnie, aby mówić o pewnego rodzaju pojednaniu, jakiego życzy sobie papież Franciszek. Myślę, że najpierw trzeba nazwać rzeczy po imieniu, wymierzyć sprawiedliwość po ludzku, a jest to sprawa polityków i sądów, nazwać ofiary ofiarami, oprawcę, najeźdźcę, okupanta po imieniu. I dopiero wówczas, po latach można mówić o tego typu gestach pojednania. Na szczęście, miejmy nadzieję, że papież Franciszek jakby przemyślał ten sprawę i będzie możliwość wycofania tejże stacji (drogi krzyżowej - red.) albo zrobienia jej w innej formie.