"To nie jest takie nowe, tylko w tej chwili jest to nagłośnione. W tej chwili to poczucie, że się strasznie kłócimy wynika również z możliwości nagłośnienia. Bo dawniej ludzie przeklinali pod nosem, przeklinali kogoś, do kogoś, ale to miało mały zasięg" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Ernest Bryll. Marcin Zaborski pytał poetę o wszechobecne w naszym kraju konflikty i dyskusje utrudniające wspólne spędzanie czasu. "Chodzi o to, żeby mieć wrażenie, że jak się mówi, to ktoś nas rozumie, tzn. być może nawet jak się z nami nie zgadza, to w czasie rozmowy coś rozumie i się przekona do pewnych rzeczy, które my mówimy, a my do pewnych rzeczy, które on mówi. A w ogóle o to, żeby nas słuchano" - ocenił Bryll. Porównywał zatargi rodaków do pielgrzymki do Częstochowy, podczas których odwiedza się miejsca wyciszenia. "Liczę na to, że będą swego rodzaju jasnogórską „przeprośną górką" - mówił gość RMF FM.

Marcin Zaborski: Wyjątkowy czas, więc i wyjątkowy gość w studiu. Poeta. Ernest Bryll, dobry wieczór.

Ernest Bryll: Dobry wieczór. Wiszę już na choince – bym powiedział tak górnolotnie – waszych myśli. Na cienkiej niteczce, ale wiszę.

Dobrze, że pan tu jest, bo poetów – mam wrażenie – nam ostatnio bardzo potrzeba.

Wie pan, może potrzeba. Szczerze powiedziawszy ja mam takie wrażenie, bo zapraszają mnie, albo są takie konkursy za 100 zł, 200 zł, na które piszą ludzie z całej Polski.

Piszą wiersze?

Piszą wiersze. Otóż ja mam wrażenie, że ogromna ilość ludzi pisze dzisiaj wiersze. Nie udawajmy, są to często nieudolne wiersze albo nawet dobrze napisane, ale niemające elementu innego. Tylko dlaczego? Bo w wierszu mogą wykrzyczeć coś, co jest bliższe własnej duszy.

Właśnie - poeci wlewają często nadzieję, często działają ku pokrzepieniu serc, krzyczą – a taki czas wokół, że wydaje się, że tego pokrzepienia serc chyba bardzo potrzeba.

Najpierw trzeba mieć serce.

Nie ma serc w Polakach?

Poza tym trzeba mieć coś pokrzepnego do pokrzepienia serc. Dawniej były jakieś trunki, ale mówiąc poważnie, myślę, że nie chodzi o pokrzepienie. Chodzi o to, żeby mieć wrażenie, że jak się mówi, to ktoś nas rozumie, tzn. być może nawet jak się z nami nie zgadza, to w czasie rozmowy coś rozumie i się przekona do pewnych rzeczy, które my mówimy, a my do pewnych rzeczy, które on mówi. A w ogóle o to, żeby nas słuchano. Od długiego czasu już w Polsce zrobiło się takie poczucie, że ktoś kto przychodzi i chce z nami rozmawiać, jest odbierany trochę jako ktoś, kto nam przeszkadza w tym, że my ciężko pracujemy, żeby mu było dobrze.

Nie zawsze chcemy słuchać, często się kłócimy, często się spieramy, a tu do Wigilii siadać trzeba, a tu szwagier z wujkiem rozmawiać nie będą, bo chodzą na różne manifestacje, siostra z bratem też niekoniecznie dobrze na siebie patrzą. Jak z tego wszystkiego wybrnąć?

To też nie jest takie nowe, tylko w tej chwili jest to bardziej nagłośnione. W tej chwili to poczucie, że się strasznie kłócimy wynika również z możliwości nagłośnienia. Dawniej ludzie przeklinali pod nosem, przeklinali kogoś, do kogoś, ale to miało mały zasięg. A dzisiaj po prostu…

Są media, które to wszystko pokazują.

Tak, i otwiera żona czy ktoś te smartfony. Patrzę, że ludzie piszą jakieś kosmiczne głupoty, które się człowiekowi w ogóle w normalnym życiu zdarzają, tylko normalny człowiek zaklnie pod nosem, gdy jest w normalnej sytuacji a potem mu przechodzi. Natomiast tu macie tę możliwość upowszechnienia tego momentu głupoty, która w nas się rodzi. I nagle idzie na cały świat i budzi inną głupotę, itd.

Powiedziałby pan, że idziemy wciąż w jednej narodowej pielgrzymce, czy to są już osobne pielgrzymki, w których pielgrzymujemy dokądś?

Kochany, pan mnie bardzo ujął pod serce, bo widać, że pan coś o mnie wie.

Czasem czytam.

Otóż ja uważam, ja przepraszam tych, którzy w pielgrzymki nie wierzą albo nie chodzą. Jest to nie tylko moja wiara, ale również metafora. Otóż, pielgrzymka polska polega na tym, że my wychodzimy hucznie, ze śpiewami, z poczuciem, że oto tutaj coś niebywałego się staje, my ruszamy.

Czyli jest entuzjazm na początku?

Tak, entuzjazm i duma, i głośniki, sztandary, i tak dalej. Tylko pielgrzymka polska jest tłumna. To bardzo ciekawe, że większość pielgrzymek na świecie słynnych, np. do św. Jakuba w Compostela, taka słynna, polega na tym, że ludzie idą pojedynczo po ścieżkach z całego świata i dopiero się spotykają na tej bardzo już niedalekiej głównej drodze.

A my ruszamy razem.

Polska pielgrzymka rusza razem. Co to znaczy? Po dniu śpiewania i poczuciu, że jesteśmy jakby wspaniali i tacy dobrzy, zaczyna się kurz straszny. Nic nie widać, w gardle drapie, a poza tym - jak ja mówię, jak słyszeli ludzie, to niech mi wybaczą, bo tak mówię zawsze - my ocieramy się o innych i oni o nas się ocierają.

Depczemy sobie po nogach po prostu?

I po nogach sobie depczemy i po prostu, wie pan, jakoś w Sejmie sobie przeszkadzamy. A w ogóle podśmierdujemy sobie, bośmy się spocili – my im i oni nam i zaczyna się robić pewnego rodzaju poczucie, żeby jakoś się z tego wyrwać.

Może i po to są nam potrzebne święta, żeby ,,się wyrwać”, żeby odpocząć w tej pielgrzymce?

A widzi pan!. W pielgrzymce jest takie miejsce, dookoła Częstochowy są tak zwane ,,przeprośne górki”. Proszę traktować to nie tylko w sensie wiary, ale również jako metafory pewnej filozoficznej. Po co one są? Bo ludzie tam dochodzą i to są miejsca, w których pielgrzymka przystaje, myje się, zjada te swoje różnego rodzaju wiktuały, przebiera się w lepsze odzienie. Najpierw musi się wyspowiadać, więc refleksja jakaś następuje, ale potem przed tym jeszcze, musi przeprosić się wzajemnie.

To jest teraz okazja, bo są święta...

... i stąd jest "przeprośna górka". Święta w zasadzie, no liczę jeszcze na to, że będą pewnego rodzaju "przeprośną górką".

Są święta, będzie stół, będzie Wigilia, bardziej lub mniej zastawiony ten stół, ale jest szansa na rozmowę i dla wielu pewnie, to już w ogóle samo w sobie jest święto, że jest czas i szansa na te rozmowy.

Wie pan co, ja bym w ogóle...w ogóle coś się stało takiego jak pan powiedział rozmowę, to ja już myślałem: rozmowy wielkie tam, polityczne, ale ja bym powiedział że w ogóle zastanówmy się nad naszymi rozmowami. Naprawdę nie zamknijmy się, tylko pojmijmy, że żyjemy w naszym kraju innym, niż ten który nam buczy nad głową i w związku z tym ważne jest, żebyśmy siebie zrozumieli. Ja miałem takie sytuacje, jak przyjeżdżali do mnie do domu, że nagle przyjeżdżali i mówili: "ale opłatkiem się dzielić nie będziemy", czyli nie chcą się porozumieć. Potem jakoś się uspokajało. Poza tym, pewno pan będzie chciał rozmawiać o tych przygotowaniach.

Za chwilę o tym porozmawiamy, ale zanim podziękujemy słuchaczom RMF FM, to życzmy im dobrych rozmów przy stole.

No dobrych, właściwie dobrych i takich spokojnych i żeby się nie wymądrzali do siebie, tylko byli względnie mądrzy.

****

Bryll: Jesteśmy kolczaści. Chowajmy nasze kolce do wspólnego działania!

"Nawet jak jesteśmy kolczaści, uczymy się, że trzeba te kolce do wspólnego działania schować" - mówił Ernest Bryll w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Odniósł się do przedświątecznej manii zakupów. "Dzisiaj myślę, że jest pewnego rodzaju zmęczenie, że supermarkety u nas są jakąś świątynią spotkań.(…) Tam jest ciepło, jest względne bezpieczeństwo i spokój" - tłumaczył dodając, że "mamy poczucie obowiązku, ale niespecjalnie wiemy wobec czego". Bryll podkreślał, że spędzając czas z rodziną, wcale go nie marnujemy. Podawał przykład swojej żony i córek. "W czasie lepienia pierogów wymyślają sobie zabawy, układają różnego rodzaju piosenki – mają czas na bycie ze sobą w pozornie mało ważnej robocie" – mówił poeta. Zapraszamy do obejrzenia rozmowy Marcina Zaborskiego: