Rozgrzane emocje, polaryzacja i epitety padające w kampanii wyborczej to gra dwóch głównych partii na zniechęcenie niezdecydowanych wyborców do udziału w głosowaniu – ocenił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM Marcin Duma, prezes Instytutu Badań Rynkowych i Społecznych IBRiS. Chodzi o to, żeby przy niższej frekwencji „zahartowani, twardzi wyborcy (…) ważyli więcej”.

Jak przyznał Marcin Duma, przewidywano, że w fazie kampanii wyborczej polaryzacja osiągnie poziom przekraczający natężenie emocji obserwowane w polskiej polityce od ośmiu lat. Spodziewaliśmy się, że pedał gazu, jeżeli chodzi o polaryzację, emocje - głównie te negatywne - zostanie wciśnięty w podłogę dopiero przed wyborami. A pamiętajmy, że ta kampania jeszcze się nie skończyła - dodał.

Prowadzący rozmowę Grzegorz Sroczyński dopytywał, dlaczego politycy "przekształcili kampanię wyborczą w toksyczne szambo" i komu najbardziej zależy na polaryzacji sytuacji.

Tą stroną, która chce najbardziej polaryzować, jest Prawo i Sprawiedliwość. Dzieje się tak dlatego, że PiS osiąga z tego korzyści wyborcze - stwierdził prezes IBRiS. Taka taktyka nie prowadzi jednak do pozyskiwania nowych wyborców.

Żeby z tą liczbą wyborców, którą posiada Prawo i Sprawiedliwość, osiągnąć dobry wynik, trzeba doprowadzić do takiej sytuacji, w której do wyborów pójdzie mniej ludzi. Zahartowani, twardzi wyborcy stawią się niemal w komplecie.  Chodzi o to, żeby po stronie opozycji doprowadzić do takiego zniechęcenia tych wyborców bardziej "letnich", żeby ci nasi (wyborcy PiS - przyp. red.) ważyli więcej - wyjaśnił Marcin Duma. Ale jak dodał: Żeby było symetrycznie, tę grę podejmuje także Koalicja Obywatelska. (...) To jest gra na bardzo wysokim poziomie emocji.

Partie, które mają zwarte elektoraty, (...) a tymi partiami są PiS i KO, mogą sobie pozwolić, żeby tych "letnich" wyborców zniechęcić do udziału w wyborach i na tym zyskać - uzupełnił szef IBRiS.

Jak Polacy odbierają obecną kampanię wyborczą? Odbierają ją tak, jak chcą tego wyborcy. Polacy są nią zmordowani - stwierdził Marcin Duma.

A to po to, "żebyśmy przestali myśleć, że możemy pójść zagłosować". Nie wszyscy, ale ci, którzy nie zaliczają się do klubu "ultrasów" - zaznaczył.

Trzy najbardziej prawdopodobne scenariusze powyborcze

W internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM szef IBRiS nakreślił trzy najbardziej prawdopodobne scenariusze powyborcze. Według niego, najpewniej to Prawo i Sprawiedliwość zdobędzie najwięcej głosów 15 października, ale niekoniecznie może utrzymać władzę. 

Główny scenariusz jest taki, że w następnym parlamencie nie będzie większości, która nie uwzględniałaby Konfederacji - powiedział Duma. Dwa pozostałe - jak mówił - to samodzielna większość tworzona przez KO, Trzecią Drogę i Lewicę, albo samodzielna większość PiS.

W ocenie Dumy, Trzecia Droga zachowuje obecnie bezpieczny dystans do progu wyborczego, więc prawdopodobnie wejdzie do Sejmu.

Pamiętajmy tylko, że po drodze jest jeszcze 1 października i ten marsz, na który oni się nie wybierają. Dzisiaj trudno oszacować, jakie będą konsekwencje tego, czy ten marsz się uda, czy nie (...). Pytanie, czy obiektywnie da paliwo Donaldowi Tuskowi - podkreślał Duma.

Według niego, nieznane są także zamiary lidera PO - czy szykowane na najbliższą niedzielę wydarzenie zamierza wykorzystać do mobilizacji całej opozycji, czy do zaznaczenia swej dominacji.

Koalicja PiS - Konfederacja?

Pytany o wariant ewentualnej koalicji PiS-Konfederacja, Duma ocenił, iż byłby on możliwy w sytuacji, kiedy ugrupowanie Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka zdobyłoby około 6 proc. poparcia.

Elektorat Konfederacji jest zdecydowanie antypisowski (...). Jeśli zobaczymy, jaki jest ich stosunek do 500 plus, do tego, co nazywamy "rozdawnictwem", to oni są znacznie bardziej wychyleni w stronę liberalną niż jakikolwiek inny elektorat opozycyjny. Być może na płaszczyźnie poglądów liderów, tej konserwatywnej agendy, to by się dało pogodzić, ale już agenda socjalna z liberalną niespecjalnie się da pogodzić - tłumaczył Duma.

Jak jednak zaznaczył, poparcie na poziomie 6 proc. w wyborach mogłoby skłonić kierownictwo Konfederacji do tego, aby porozumieć się z Prawem i Sprawiedliwością. 

To jest pozycja dosyć kusząca do tego, żeby z takim PiS-em się sprzymierzyć, bo skoro nic więcej nie ugraliśmy, to może chociaż - w cudzysłowie - zarobimy na tych rządach - wskazał szef IBRiS.

Gdyby jednak Konfederacja zdobyła 10 proc. w wyborach, wówczas - jak mówił - bardziej opłacalne będzie dla niej funkcjonowanie niezależnie od PiS, czy dzisiejszej opozycji (KO, Trzeciej Drogi i Lewicy) i zaczekanie na ewentualne przedterminowe wybory, które mogłyby się odbyć w pierwszym kwartale przyszłego roku.