Głośny szelest, pisk i na ziemi leżała rozwalona torebka chipsów. Jej właścicielka mogła już zapomnieć o zaspokojeniu głodu. Wokół paczki biegało stado małp i podnosiły z chodnika chipsy, jedna z nich przezornie złapała opakowanie i pobiegła na drzewo. Małpy. Największa zmora głodnych turystów w Azji. Nie dadzą Ci żyć, nie dadzą Ci zjeść. Po prostu nie. Oczywiście, to nie tak, że w każdym mieście nie da się od nich opędzić, ale jeśli już staną na Twojej drodze - po Tobie, albo raczej po Twoim jedzeniu.

Głośny szelest, pisk i na ziemi leżała rozwalona torebka chipsów. Jej właścicielka mogła już zapomnieć o zaspokojeniu głodu. Wokół paczki biegało stado małp i podnosiły z chodnika chipsy, jedna z nich przezornie złapała opakowanie i pobiegła na drzewo. Małpy. Największa zmora głodnych turystów w Azji. Nie dadzą Ci żyć, nie dadzą Ci zjeść. Po prostu nie. Oczywiście, to nie tak, że w każdym mieście nie da się od nich opędzić, ale jeśli już staną na Twojej drodze - po Tobie, albo raczej po Twoim jedzeniu.
Małpy. Największa zmora głodnych turystów w Azji /Karolina Jackowska /RMF FM

Pierwsze spotkanie z małpami - w Lop Buri - niewielkiej miejscowości w Tajlandii, kilkadziesiąt kilometrów od Bangkoku. Nie bez powodu mówi się o niej Miasto Małp. Szybko moja miłość i zachwyty nad słodkimi zwierzakami zamieniły się w irytację. Na słupach, na chodnikach, ulicach, donicach, zabytkach, starych pomnikach, murach, kablach, szyldach - wszędzie tam były małpy. Tłumy małp, stada albo nawet... gangi.  

Gangi małych, nieprzyjemnych złodziejek. Uszy mają wyczulone na każdy szelest, oczy nastawione na łup i ciało gotowe do skoku, a potem szaleńczej ucieczki. Kradną jedzenie, wyciągają dłonie po aparaty, okulary, torby - wszystko, co jest w zasięgu ręki i wzroku. Biedny turysta pośrodku stada małp trzyma cały swój dobytek w rękach, ściska aparat i jak na szpilkach - czeka na atak. Jeszcze gorzej, jeśli któryś osobnik uweźmie się na zdesperowanego Europejczyka i idzie za nim przez kolejne skrzyżowania. Co tu zrobić? Uciec sprzed nosa jednej małpy i wpaść w ręce drugiej? Dać jej w końcu te schowane głęboko smakołyki? I tak nie odpuści. Albo jeszcze pokaże zębiska... Z małpami po prostu trzeba nauczyć się żyć i bardzo przy nich uważać.  Miejscowi mają swoje metody. Niestety, nie zawsze są one humanitarne, bo w ruch często idą proce. Tyle, że jedynym sposobem ochrony dobytku, albo swojego... żołądka są właśnie groźby - wymachiwanie rękami albo rzucanie pod nogi małpy kamieni.

 Kiedy u stóp Sigiriyi na Sri Lance zmógł mnie głód, do najbliższego normalnego sklepu było kilkadziesiąt kilometrów, a w ręku dzierżyłam ostatnie paszteciki, kupione w małym kiosku dla turystów pośrodku niczego, stanęłam przed wyborem - albo małpa albo ja. Rzeczywiście, wyciągnięcie torebki z jedzeniem, kiedy w okolicy kręci się kilka tych człekokształtnych, nie było najlepszym pomysłem. Ale nie ma mocnych - gdy kiszki mi marsza grają, nie myślę rozsądnie ;). No i się przyczepiła. Najpierw tylko za mną szła, potem zaczęła zachodzić mi drogę, wreszcie próbowała podskoczyć i wyrwać mi jedzenie z ręki. Robiłam obroty w miejscu, uniki, podejmowałam ucieczkę, krzyczałam i ruszałam niespodziewanie szybciej. To ja się zmęczyłam, a ona? Nieznużona i kompletnie nie wyczerpana stale była tylko o krok za mną. Wreszcie ktoś z miejscowych, pewnie mocno rozbawiony moim dzikim tańcem, przyszedł mi na ratunek i rzucił kamień pod jej nogi. Po małpie nie było śladu. 

Przy małpach nie wyciągam z plecaka już nawet chusteczek w plastikowym opakowaniu, bo szeleści, zdjęcia robię wyłącznie z paskiem aparatu owiniętym pięciokrotnie wokół nadgarstka, albo zawieszonym na szyi, trzymając go z całej siły w zaciśniętej dłoni. Przy małpach jest kilka podstawowych zasad: nic nie może wisieć nad ziemią, powiewać, kusić. Najlepiej też nie pachnieć jedzeniem i nie szeleścić :)  

Małpy żyjące w dużych stadach w azjatyckich miastach, przy świątyniach i kompleksach turystycznych, to głównie makaki - niewielkie małpki, szare, z dość krótką, puchatą sierścią i długim ogonem. Zwłaszcza, gdy są małe, mają przeurocze pyszczki. One też będą Wami zachwycone, ale nie dajcie się zwieść. Kochają turystów, bo ci często są mało ostrożni, podchodzą za blisko, zwracają na siebie uwagę i w przeciwieństwie do miejscowych - łatwo dają się okraść. Strata chipsów i tak nie jest aż tak bolesna jak ugryzienie małpy. Niestety makaki potrafią boleśnie wbić zęby. I nie wolno tego zignorować, bo w Azji zdarzają się przypadki wścieklizny. A wtedy zamiast wycieczki, zostaje tułaczka po gabinetach lekarskich. 

Oczywiście małpy mogą być też źródłem świetnej rozrywki - przy zachowaniu rozsądnej odległości i bez spoufalania się można oglądać ciekawy spektakl, kiedy małpy przewracają się, zaczepiają wzajemnie i urządzają szaleńcze gonitwy. Widok biegających po drutach zwierzaków też nie należy do codziennych. Przy odrobinie dystansu - nie takie złe małpy, jakimi je maluję.