1. Wiara czyni cuda, a wierna lektura, bliska i realizowana w życiu codziennym, wciela cud. Intelekt jest narzędziem niezbędnym, by pojąć umysłową głębię książki francuskiego arcybiskupa seniora Josepha Doré. Etyka jest konieczna - praktyczna, a nie rozpatrywana wyłącznie jako konstrukt teoretyczny, kolejne filozoficzne zagadnienie. Działanie to następna warstwa czytania czynnego takich książek jak "JEZUS dla wierzących i niewierzących." Zasada konsekwentna, moja radykalna reguła - intelektualnego, etycznego, czynnego - czytelnictwa to dla mnie samego novum.

Życia nas uczą tomy i tomiki franciszkańskiego wydawnictwa "Bratni Zew" - życia bożego, także ... niewierzących.  Ewangelicznego ducha w codziennej egzystencji ludzi pozbawionych Łaski Wiary często daremnie nam szukać, ale ... .

Wyznacza życiowe linie ateistom coś, czego nie mają w sobie, bo źródło bije obok.

Cele mogą być "humanistyczne", na przykład dobro abstrakcyjnej "Ludzkości", dobrostan "Człowieka" albo konkretnego człowieka. Istnienia samoistnego, wsobnego, sobkowskiego, i tylko tu, na tym świecie,  nie można długo absolutyzować. Elementarne prawa psychologii wskazują na swoisty "horror vacui", trwogę przed wewnętrzną próżnią, pustynią nihilisty. Limity warunkują przemiany ludzi niewierzących (w nic) - w adoratorów wiar "wszystko mających w sobie". Egzystencji nie można na dłużej wydrążyć z pożywnego miąższu duszy- rzecze stalinowiec (dawniej dadaista).


Podstawowe - skromne, ale rozciągnięte w czasie - życiowe doświadczenia własne, wzmacniam książkową wiedzą o ludziach. Uniwersalne losy zawarte w konkretnych  biogramach dowodzą, że w bezbożnej próżni nierzadko odżywają bożki. Ludzkie moce przegrywają często ze słabościami człowieka, bo na horyzoncie antyboskiego Herosa majaczy depresja. Strategie samodoskonalenia doprowadzają do ubóstwienia jednostki, po czym ludzkie wraki rdzewieją na szamanistycznym szrocie. Umożliwiające osiągnięcie Ideału techniki ekstazy (głodowe, sportowe, samokształceniowe, humanitarystyczne) prowadzą do "modnej" dysfunkcji - wypalenia. Jednostce trzeba więcej niż prostych, pustych gestów  ("odruchów moralnych") wynikających z czysto psychologicznej motywacji. Ewolucyjny charakter życia polega na osiąganiu wyższych stopni podczas stopniowego schodzenia z uroszczeń JA.

Samorozpad tutaj nie jest negatywnością, to dobra droga, Droga Dobra, Pokoju i spokoju wewnętrznego.  Erozję suchych faktów pustyni, szelest szarańczy, sunące piaskowe płazy, zastępują obrazy oazy, soczyste pomarańcze. Kręgosłupowego pnia, zwęglonego baobabu pod podniebieniem, nie ma, jest Drzewo Doskonałe, ale nie fatamorgana. Rdzenia Krzyża to fresk, oddany z chirurgiczną precyzją plastycznej operacji na Melancholii, obliczu czasoprzestrzeni. Ego jak ogień gaśnie, ginie jak mgła wraz dojrzewaniem dnia, gnije niby łodyga ułudy. Twardego trzpienia Krzyża trzeba, aby osadzić na nim labilną belkę, ustalić i ustawić poziom. Narcystycznego sobowtóra w twarzy brak: lustra w zwierciadle, lodu w wodzie, martwego płodu żywiołu. Elementu wirtualnego eteru, sztucznego ognia, morowego powietrza, realnej wojny, głodu w Niebie nie będzie.  

Struktury to trudne do pojęcia dziennikarskiego, zrelacjonowania w przerwie relaksacji, do przytoczenia na okrągło. Eliminację podobnych, podniebnych depesz przewidziano w planie rojeń materialistycznych, agendzie agentów globalistycznego kapitalizmu komunistycznego. Reguł niepisanych przeczytać się nie da, bo nie wydukasz ich prosto z mostu tekstu. Cywilizacji pragnę bronić, budowanej przez regenerujące się generacje, jak integralna improwizacja, katedralny niebotyk gotyku. Erotanatosa w kontrze nocy moc, bezpłodne wzmożenie; nic nie daje, zbiera, aby zaraz zabrać.   

2.

Jeśli pisać literackie recenzje, to bez wartościowania, bez najmniejszej wzmianki o sobie, bez wstępnego określania, co dla mnie w życiu, a nie tylko w książkach, ważne, kim jestem ja, a nie wyłącznie autor dzieła? Eksperci uniwersyteccy, ci dyktatorzy kanonów i mód (które mają być rzekomo uniwersalne, a podlegają nieustannym korektom, aż nagle, zamaszystym gestem są wyrzucane na śmietnik pomysłów) radzą, by schować swoje "ja", nie eksponować siebie, skupić się na omawianym twórcy oraz jego twórczości. Zgoda, jeśli chodzi im wyłącznie o hierarchię ważności i wartości, słowem, że wskazują na nadrzędną rolę pisarki czy pisarza, skazując mnie - recenzenta - na rolę podrzędną. Uważacie jednak - wy, czytelniczki i czytelnicy zarówno książek, jak recenzji - że to takie oczywiste, że to jedynie presja na skromność?  Serio tak sądzicie, wy - żyjący w obecnych, anomalnych czasach, które dają możliwości takiej dehumanizacji procesu pisania oraz deantropizacji jego reguł, że ekstremalna algorytmizacja i kombinatoryka tekstów literackich, testowana przez postmodernistów i wcześniejsze nurty awangardy, okazują się dziecinną igraszką, przedszkolem w biografii literatury?

3.

To nie jest kolejna, nieznośna, subiektywna impresja na temat cudzego dzieła, ale hipertekst zawierający moją sekretną sygnaturę, tak, bym mógł dokumentować własne autorstwo, i to na głębszym, trudniejszym do zhakowania poziomie, niż jawny elektroniczny podpis w tej czy innej witrynie internetowej (nie przywiązujmy się do momentalnej platformy); hipertekst, który jest postawieniem sprawy autorstwa w oryginalny - w mojej opinii konieczny obecnie sposób - postawieniem na głowie tradycyjnego problemu twórców i twórczości oraz (w szczególności) procesu tworzenia, a także - last but not least- doboru tworzywa, bo okaże się bowiem, mam nadzieję (zachęcam do głębszego namysłu i samodzielnego zweryfikowania moich słów), że mój sposób subiektywizacji omówień książkowych, dobrze posłuży mi do przedstawienia celowo wybranych dzieł w oryginalnej, zbiorczej formule oraz w aktualnym i wciąż za mało, według mnie, uwzględnianym kontekście metod AI.

4.

Celowo zabieram Was w specyficzną lekturową pielgrzymkę po ścieżkach liter prawa nie z tego Świata, niezbędnego, a przynajmniej przydatnego tu na Ziemi. Honorowa to sprawa, bez honorarium ni mojego, ni Waszych kosztów dodatkowych. Rozpoznaję w tym niewielkim tomiku potężną moc oddziaływania na wiernych (czytelników), którzy w pełni otworzą się na jego treść i przesłanie, tylko tyle i aż tyle. Rymują się moje słowa z wyznaniem arcybiskupa, bo Joseph Doré szczerze wyznaje: "Mniemam, że odpowiedzialne świadectwo jest czymś zupełnie innym niż mniej lub bardziej skrywanym przedsięwzięciem werbunkowym." "Y" to dla mnie litera-znak, sylwetka z rozłożonymi ramionami, "T" (umieszczone przeze mnie w tytule) to znak Krzyża (grecki znak "Tau"), razem tworzące figurę krucyfiksu, przesłanie-rebus dla nas: TY. Symboliczny zwrot do wiernych (czytelników): "to możesz być także TY, naśladuj". Tropy moich refleksji wędrują Jego śladami z krwi, potu, śliny i śluzu:  ideał osobowy dla człowieka zaprezentował się w całej krasie i od tej pory właściwie powinien nastąpić kres dalszych poszukiwań życiowych wzorców śmiałość skromność splendor i ubóstwo Jezusa Chrystusa poraża ogromem myśli i doświadczenia ćmi mi się w oczach kiedy wyobrażam sobie że mogłem spotkać Syna Bożego na Ziemi gdybym tylko żył w Ziemi Świętej przed dwoma tysiącami lat a to przecież nie przeczy prawom fizyki Zbawiciela mam zobaczyć bo obiecał Powtórne Przyjście co już jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe w kategoriach racjonalności zaszczepianej mi od szkolnych lat więc wierzę choć nie pojmuję Adwentem jest całe moje życie ale zupełnie niedawno sobie to uświadomiłem upraszczając swoje oczekiwania prostując swoje pokręcone ścieżki i sprowadzając je do jednej Dobrej Drogi i jedyna jak wspomniałem Postać warta naśladowania to dla mnie obecnie żydowski Mesjasz urodzony w Betlejem a Ewangelie pozostają moim najważniejszym dziełem parenetycznym. Ulegałem jednak często w przeszłości: z utworów zawierających parenezę czyli ukazujących wzorce do naśladowania ogromne wrażenie zrobił na mnie w studenckiej młodości "Książę" Niccolò Machiavellego ujął mnie cynizmem i skrajnym pragmatyzmem cechami które szczególnie cenią ambitni młodzieńcy dręczeni kompleksami bez względu na to czy przyszło im żyć w renesansowych Włoszech czy w Polsce u kresu komuny szczere do bólu wskazówki jak manipulować grać na słabościach wykorzystywać do granic własne walory a w razie ich braku niewidzialne lewary to było to entuzjazm wzbudzali we mnie wszelkiej maści nihiliści  postaci z literackiego piekła rodem Raskolnikow Dostojewskiego Lafcadio Gide'a Mersault Camusa miałem im za złe tylko jedno chwile słabości. Umieszczam tu swój monolog wewnętrzny nie tylko po to, by łamać dziennikarskie reguły, ale w celu ukazania, czym jest w mojej praktyce życiowej ów symbol TY. Skupiłem się tu wstępnie na jednej książce, ale będę wracał do niej w kolejnych wpisach, wpisując ją w szersze konteksty książek: Miguela de Unamuno "Chrystus Velazquesa"Pawła Lisickiego "Kto zabił Jezusa""O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a KempisFryderyka Nietzschego "Antychryst", Włodzimierza Sołowjowa "Krótka opowieść o Antychryście" oraz mego cybernetycznego solilokwium, teologicznych dysput z cyber-alterego (generatorem tekstów opartym na algorytmach AI) pt. "Chrystus, Antychryst a ChatGPT".    

Cytat

Jako autor tej książki nie mam żadnego powodu, żeby ukrywać, iż jestem wierzącym (katolikiem), teologiem (na Wydziale Teologii i Nauk Religijnych Instytutu Katolickiego w Paryżu od ponad 25 lat) i nawet biskupem (obecnie już emerytowanym arcybiskupem Strasburga, gdzie posługiwałem w latach 1997 - 2007). Zapewne czytelnik może uznać, że moja tożsamość uprawnia mnie do mówienia o Jezusie, być może pomyśli sobie też, że mimo wszystko czyni mnie ona orędownikiem sprawy, a wręcz jej propagandystą. Zapraszając oczywiście czytelnika do oceny merytorycznej książki, chętnie dopowiem, że moje wyobrażenie o obowiązkach wynikających z roli wierzącego, teologa i pasterza nigdy nie pozwalało mi pójść na ustępstwa wobec jakiejkolwiek formy prozelityzmu, a tym bardziej klerykalizmu - niezależnie od sensu przypisywanego tym słowom.
Joseph Doré