Organizowane w naszym kraju i za granicą liczne imprezy artystyczne, w tym wystawy malarstwa, to ogromna pokusa dla człowieka, który sens swego życia widzi nie tylko w codziennym braniu się za bary z obowiązkami zawodowymi, ale także mierzeniu się z wyzwaniami wyższego rzędu; osoby, dla której absolutnie obowiązkowe jest to, co dla wielu niekonieczne, a nawet niepotrzebne - czerpanie wiedzy i inspiracji z dzieł różnych twórców oraz konfrontacja własnej, indywidualnej wrażliwości z inną, raz obcą, to znów bardzo bliską sercu estetyką.

Lawina zdarzeń kulturalnych wymaga ostrej selekcji już na wstępie - przeglądania ofert, gdy jedne od razu "przypinamy" do naszej mentalnej tablicy, a drugie natychmiast wrzucamy do kosza zapomnienia, abyśmy po prostu nie zostali zasypani propozycjami "nie do odrzucenia", które zatrzymujemy z obawy przed "kompromitacją" w towarzystwie, bo przecież "wypada na tym być, wszyscy tylko o tym mówią", "to miejsce z grupy must be, wystawa ze zbiorów must see"!   

Gnałem i ja bardzo często na takie "eventy", teraz robię to z rzadka, tylko "ewentualnie", ponieważ coraz bardziej szkoda mi czasu na sprawy zupełnie mi obce, a poza tym nie chcę ryzykować jakąś duchową intoksykacją, bo nierzadko współczesne przejawy sztuk plastycznych uznaję za groźne dla siebie trucizny.    

Artystka z przełomu XIX i XX wieku - Olga Boznańska - mogłaby uchodzić za siewczynię psychicznych toksyn, bo melancholia przepełniająca postaci z jej portretów jest chwilami porażająca, zwłaszcza jeśli ta czarna rozpacz przepełnia niewinne oblicza dziewcząt, buzie małych dzieci, na których z przerażeniem dostrzegamy już gasnące życie.  

Biorę jednak na siebie bez chwili wahania ryzyko wystawiania własnej twarzy na promienie "czarnego słońca", bo wiele obrazów tej genialnej malarki, urodzonej dokładnie 158 lat temu w Krakowie, z ojca Polaka i matki Francuzki, jest tak hipnotyzujących, że -stając przed nimi- niemal zmieniam się w medium.    

Oryginalne zaproszenie, które otrzymałem z Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, na "domówkę u Boznańskiej" organizowaną w rocznicę jej urodzin (dzień 15 kwietnia w 1865 roku, tak jak w roku 2023, wypadał w sobotę), niezmiernie mnie ucieszyło. 

Zdarzenie łączące spuściznę artystyczną po autorce "Dziewczynki z chryzantemami" oraz jej testament moralny i materialne dziedzictwo uznałem za spójne na wielu polach, bo to synteza bezinteresownych działań twórczych inspirowanych dziełami polskiej portrecistki światowego formatu i jej działalności pomocowej, działań charytatywnych.    

Na temat życia i sztuki Olgi Boznańskiej, jej pracowni w kamienicy w Krakowie przy ulicy Piłsudskiego 21, paryskiego malarskiego lokum i jednocześnie kulturalnego salonu na Bulwarze Montparnasse 49 dyskutowałem mniej więcej pół godziny w studiu pod Kopcem Kościuszki z trzema paniami: dr Izabelą Bielą (inicjatorką i organizatorką "Domówki u Boznańskiej"), prof. Iwoną Demko (artystką wizualną, kuratorką wystaw, badaczką historii pierwszych kobiet studiujących na krakowskiej ASP) a także z dr Anną Król (historyczką sztuki, kuratorką wystaw, badaczką sztuki XIX, XX i XXI wieku).

Anegdotyczny materiał do rozmowy zaczerpnąłem z biografii pt. "Boznańska. Non finito" autorstwa Angeliki Kuźniak, książki opublikowanej przez krakowskie Wydawnictwo Literackie oraz tomu pióra Sylwii Ziętek zatytułowanego "Polki na Montparnassie", który ukazał się w Wydawnictwie Agora. Teraz przygotowałem kolejne lektury - autorstwa mojej rozmówczyni dr Anny Król, znawczyni życia i twórczości artystki. Pierwszą będzie niezwykły album

Ńe ma takiego słowa, które mogłoby opisać geniusz polskiej malarki, dlatego w tak niekonwencjonalny, nienormatywny sposób zapisuję pierwszy wyraz tego akapitu i niech to będzie mój wyraz dziennikarskiej bezradności wobec zjawiska zwanego "charyzma Boznańskiej", bezsilności rodzącej się we mnie w konfrontacji z jej portretami i pejzażami. 

 

Cytat

W latach 1882–1885 powstają obrazy: Zabudowania miejskie, Zabudowania miejskie II, Pejzaż, Pejzaż architek-toniczny. To świat, który Olga widzi z okien. Nie pracuje w plenerze. Boi się – potwierdza to jeden ze świadków – że „ktoś obcy [przy niej] siądzie” i będzie oceniał jej prace.
Angelika Kuźniak "Boznańska. Non finito"

Szukałem natchnienia do rozmowy z zaproszonymi paniami na temat sztuki, męskości, kobiecości i wybrałem się w przeddzień studyjnego spotkania do Muzeum Narodowego w Krakowie, aby kolejny raz wdrapać się po schodach na II piętro i raz jeszcze zatrzymać wzrok na oryginałach konterfektów dziewczynek, dojrzałej kobiety, mężczyzny oraz krajobrazów pędzla Boznańskiej, pokontemplować je z dystansu, a także zbliżyć wzrok, by przyjrzeć się łączeniom plam barwnych oraz fakturze tektury, a że niedaleko jest od muzealnego gmachu przy al. 3 Maja 1 do domu-pracowni pani Olgi przy ul. Piłsudskiego 21, udałem się i tam, by wejść do środka, do ciemnej sieni i dalej, po schodach na piętro z prostokątem dziennego, lecz dla mnie niecodziennego światła (z Jej świata).    

 

Krótka kronika moich działań przed wywiadem w dniu urodzin artystki, musi także objąć spacer po wewnętrznym dziedzińcu kamienicy przy Piłsudskiego .... 

... odczuwany przeze mnie jak wycieczka do przyszłego wirtualnego muzeum Boznańskiej ... 

... wejście w świat jednego z jej miejskich pejzaży, poddanego uprzestrzennieniu, aby nas wydobyć z płaskiego dna, z duchowej przyduchy, obudzić nas z życiowej drzemki, jak sama pisała - "ze straszliwego letargu w Krakowie".  

Artystki i artyści z krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych nie zasypiają gruszek w popiele, i nie takie są owoce ich pracy, bo nawet "martwa natura" to nie jest przecież synonim "naturalnej martwoty".