​W ostatnim meczu drugiej kolejki piłkarskiej ekstraklasy Lechia Gdańsk wygrała na własnym stadionie z Wisłą Płock 1:0 (0:0). Zwycięski gol padł w 63. minucie po samobójczym trafieniu Dawida Kocyły.

Wisła poniosła drugą wyjazdową porażkę 0:1 - w inauguracyjnej kolejce uległa w Warszawie Legii. Z kolei Lechia, po remisie 1:1 w Białymstoku z Jagiellonią, zanotowała pierwsze w tym sezonie zwycięstwo.

Pierwsi przed szansą stanęli zawodnicy Lechii. W 9. minucie po centrze z lewej strony Ilkaya Durmusa strzał Łukasza Zwolińskiego obronił Bartłomiej Gradecki. Pięć minut później groźnie zrobiło się pod bramką gospodarzy. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Mateusza Szwocha główkował Damian Rasak, ale Zlatan Alomerovic wybił piłkę na róg.

Zdecydowanie najbliższy szczęścia był w 30. minucie Jakub Kałuziński. Po złym wybiciu przez rozgrywającego, drugie spotkanie w ekstraklasie goalkeepera przyjezdnych i zagraniu z lewej strony Durmusa, środkowy pomocnik miejscowych uderzył tuż obok słupka.

Mocne akcenty drugiej połowy

Drugą połowę od mocnego akcentu rozpoczęła ekipa z Płocka. W 47. minucie po centrze Szwocha z rzutu rożnego główkował Anton Krywoczuk, ale świetnie spisał się Alomerovic. W 54. minucie Marko Kolar popisał się skuteczną dobitką po główce Damiana Michalskiego, jednak po analizie VAR okazało się, że ten drugi w momencie oddania strzału znajdował się na pozycji spalonej.

180 sekund później mogło być 1:0 dla gdańszczan. Po nieudanym zagraniu do własnego bramkarza przez Jakuba Rzeźniczaka główkował Joseph Ceesay, ale Michalski, także głową, trącił zmierzającą do siatki piłkę i uratował swój zespół od utraty gola.

W 63. minucie lechiści objęli prowadzenie, a w tej sytuacji niezbyt fortunnie interweniował Kocyła. Skrzydłowy Wisły próbował zablokować dośrodkowanie z prawej strony Ceesaya, tymczasem po jego wślizgu piłka wpadła do bramki w tzw. krótki róg obok zaskoczonego Gradeckiego.

W 81. minucie biało-zieloni powinni podwyższyć wynik. Podopieczni trenera Piotra Stokowca wyprowadzili kontrę, w jej finalnej fazie Maciej Gajos idealnie podał do Łukasza Zwolińskiego, ten jednak przegrał pojedynek sam na sam z golkiperem rywali.

Do drugiej połowy arbiter doliczył co najmniej osiem minut, bowiem spotkanie zostało przerwane z powodu odpalenia środków pirotechnicznych i zadymienia stadionu. Goście starali się doprowadzić do remisu, osiągnęli sporą przewagę, ale nie byli w stanie wypracować sobie dogodnej sytuacji i zagrozić dobrze zorganizowanej defensywie przeciwnika.