To były nerwowe zawody. Dziękuję dziewczynom, że wytrzymały ze mną, choć było ciężko. Jestem wycieńczony - powiedział "Przeglądowi Sportowemu" Marco Bonitta, trener polskiej kadry siatkarek, która w Tokio wywalczyła kwalifikację olimpijską.

Polki w stolicy Japonii doznały tylko jednej porażki, z gospodyniami, zajmując ostatecznie pierwsze miejsce. Mimo wszystko włoski szkoleniowiec nie jest do końca zadowolony. Sądziłem, że mój zespół będzie grał tu lepiej - stwierdził.

Przyjechaliśmy tu bez oddechu, z poczuciem, że nasze nosy ledwo wystają ponad poziom wody, czyli z nożem na gardle. Można śmiało powiedzieć, że po porażce z Japonkami nosy poszły pod wodę. Być może wiesz, co masz zrobić, wiesz, że jesteś silniejszy. Ale samo poczucie własnej siły nie wystarczy, żeby wygrać - dodał.

Bonitta nie miał zbyt wiele czasu, aby przygotować drużynę do kwalifikacji olimpijskich. Znacznie lepiej się czuję, gdy dłużej przygotowuję zespół do takich turniejów i wiem, czego mogę od niego wymagać. To prawda, czasem wyglądało to tak, jakbym wyciągał z kapelusza jakiegoś królika albo wcielał się w rolę czarodzieja Merlina. Ale to już przeszłość. Teraz musimy maksymalnie wykorzystać czas do olimpiady - powiedział.

A droga do Pekinu wiedzie przez zgrupowania w Szczyrku i Miliczu. Dziewczyny grały w Tokio sercem, z dużym ładunkiem nerwów. To nie był dobry sprawdzian, żeby się dowiedzieć, czego jeszcze brakuje drużynie. Zaczynamy pracować od zera. Mogę być zadowolony, poza meczem z Japonkami, z naszej zagrywki. Ale jeśli chodzi o blok, obronę i kontratak wypadliśmy bardzo słabo - zakończył.