Wyścig Paryż-Roubaix to jeden z najważniejszych i najbardziej renomowanych kolarskich klasyków w sezonie. Peleton ma do pokonania ponad 250 kilometrów a jedna piąta trasy jest wytyczona po starych brukowych drogach. Zwycięstwo w tej niezwykle trudnej i wymagającej imprezie to ogromny prestiż. Wyścig nazywany jest od dawna "Piekłem Północy", choć na przestrzeni lat znaczenie tego sformułowania się zmieniło.

Wyścig Paryż-Roubaix rozgrywany jest od 1896 roku. A wyróżnia go głównie to, że od tamtego czasu zmieniły się rowery, kolarze i cała otoczka, ale nieszczególnie zmienił się sam wyścig. Można powiedzieć, że przypomina kibicom, jak kolarstwo wyglądało w swoich początkach. W tym roku na trasie o długości ponad 250 kilometrów będziemy mieli łącznie 54 kilometry bardzo trudnych i wyczerpujących odcinków brukowych.

To nie jest taki płaski bruk jak z kostki brukowej. To są po prostu kocie łby. To najbardziej odpowiednia nazwa do tych wystających kamieni. Rzecz jasna najważniejsze jest nasilenie tych trudności. Z każdym kilometrem bardziej bolą ręce, bolą nogi. Oczywiście wszelkie wyścigi rozstrzygają się w końcówkach i im bliżej mety tym czołówka bardziej przyspiesza. A właśnie w drugiej części trasy jest najwięcej odcinków brukowanych. Na tym wyścigu każdy defekt to koniec marzeń o dobrym wyniku nawet jeśli ktoś jest w kapitalnej formie. Moc jest ważna, ale i bardzo duża doza szczęścia - mówi w rozmowie z RMF FM komentator Eurosportu Tomasz Jaroński, który w niedzielę będzie relacjonował przebieg wyścigu wspólnie z Dariuszem Baranowskim.

Dziś z uwagi na właśnie ogromne trudności związane z długością trasy i odcinkami bukowanymi wyścig nazywany jest "Piekłem Północy". 

Samo określenie Paryż-Roubaix ma już ponad 100 lat: Historycznie ta nazwa odnosiła się do czegoś zupełnie innego. Teraz mówi się o wysiłku kolarzy, ale ta nazwa powstała po I Wojnie Światowej. Ci, którzy pojechali wtedy na rekonesans trasy przejeżdżali przez tereny, na których toczyły się te niesamowite, przedziwne boje. To był krajobraz księżycowy z tymi lejami, opuszczonymi, zniszczonymi okopami. Wtedy powstało to określnie. Piekło północy odnosiło się do trasy. Teraz odnosi się to także do zmęczenie, które towarzyszy kolarzom.

Zdaniem wielu ekspertów tegoroczny Paryż-Roubaix ma dwóch głównych faworytów. To Belg Wout van Aert i Holender Matthew van der Poel. Obaj mają doświadczenie z kolarstwa przełajowego a to podczas rywalizacji w Piekle Północy może dać im dużą przewagę.

To są najmocniejsze nazwiska. Zawodnicy dobrze jeżdżący na czas. Bardzo dynamiczni, potężni zawodnicy. Mają świetną technikę jazdy, którą wynoszą z kolarstwa przełajowego. Gdybyśmy mieli typować takie top-3 to van Aert, van der Poel i Włoch Filippo Ganna, który bardzo się rozochocił po zajęciu miejsca na podium w wyścigu Mediolan - San Remo. To także taki pomnikowy wyścig, ale o zupełnie innej specyfice. To w każdym razie trzy główne nazwiska jeśli oprócz formy będą mieli taką wielkanocną dozę szczęścia. Trzeba też pamiętać, że ten wyścig potrafi wygrać kolarz, który nie jest wymieniany przez ekspertów. Zdarzało się, że wygrywali zawodnicy z drugiego, trzeciego szeregu. Choćby Australijczyk Matthew Hayman czy Holender Servais Knaven - przypomina Tomasz Jaroński.

Tomasz Jaroński w rozmowie z Patrykiem Serwańskim opowiedział nie tylko o historii wyścigu Paryż-Roubaix, ale także o kluczowych fragmentach trasy oraz polskich wątkach związanych z historią wyścigu. Transmisja 120. edycji Paryż-Roubaix już jutro na antenie Eurosportu. Początek wyścigu o 11:25. W Roubaix najszybsi spodziewani się mniej więcej o 17:00.