Stadion Narodowy ma zacząć na siebie zarabiać dopiero w 2015 roku. Nowa umowa operatorska zakłada, że przez 10 lat obiektem będzie zarządzać spółka PL.2012, która organizowała Euro 2012. Dotychczasowy zarządca - Narodowe Centrum Sportu - zajmie się już tylko zakończeniem inwestycji, rozliczeniem podwykonawców i najprawdopodobniej procesem sądowym z generalnym wykonawcą.


Podział obowiązków ma sprawić, że nowy operator wejdzie na stadion z czystą kartą. Spółka PL.2012 ma się skupić jedynie na organizowaniu wielkich imprez, wynajmowaniu lóż i uruchomieniu centrum konferencyjnego. NCS czeka natomiast rozwiązanie wszystkich problemów związanych ze stadionem - długiego procesu o kilkaset milionów z wykonawcą, wypłaty pieniędzy podwykonawcom, reklamacji i naprawy usterek.

Wszyscy mamy świadomość, że pierwsze lata będą bardzo trudne, ale chcemy doprowadzić do tego, że w 2015 roku ten stadion będzie po prostu na siebie zarabiał - powiedział jego nowy szef Marcin Herra. Jednak nawet jeśli obiekt za 3 lata przyniesie pierwsze zyski, nie zasilą one budżetu. Ten zysk, który wygeneruje spółka, będzie dzielony między koszty spółki i fundusz inwestycyjny - wyjaśniła minister sportu Joanna Mucha.

Jej zdaniem pozwoli to na utrzymanie stadionu w dobrym stanie technicznym. Dopiero po 10 latach środki trafią do budżetu. Na razie, przez dwa najbliższe lata, będziemy jeszcze dokładać do obiektu po kilkadziesiąt milionów rocznie.

Czarne chmury nad Narodowym Centrum Sportu

PL.2012 przejmie nowe obowiązki od 1 stycznia 2013 roku. Już na początku listopada minister sportu Joanna Mucha mówiła natomiast naszemu reporterowi, że Narodowe Centrum Sportu nie musi być operatorem Stadionu Narodowego. Zapewniała, że mimo to spółka nie zniknie, bo ma jeszcze wiele ważnych zadań do wykonania.

Czarne chmury zebrały się nad NCS-em po kompromitującej wpadce z dachem Stadionu Narodowego. Mimo ulewnego deszczu nie zamknięto go i przed planowanym meczem Polska-Anglia stołeczna arena zamieniła się w jedną wielką kałużę. Spotkanie trzeba było przenieść na następny dzień. Kibice byli wściekli i zażenowani, a negatywne emocje powiększał jeszcze fakt, że nikt nie chciał się przyznać do odpowiedzialności za tę sytuację.

Sprawa "Basenu Narodowego", jak zaczęto nazywać stadion, mogła skończyć się poważnymi zmianami w rządzie. Do dyspozycji premiera oddała się minister sportu Joanna Mucha. Donald Tusk jednak jej nie zdymisjonował.  Nadzór Ministerstwa Sportu nad Narodowym Centrum Sportu jest niewystarczający, ale nie miało to wpływu na zaistniałą sytuację. Joanna Mucha nie odpowiada bezpośrednio za to, co się stało - przekonywał.

Ostatecznie jedyną osobą, która poniosła konsekwencje kompromitacji na Narodowym był szef NCS Robert Wojtaś. Pod koniec października Joanna Mucha przekazała informację o rozwiązaniu jego kontraktu. Wśród potencjalnych następców Wojtasia pojawiało się nazwisko Marcina Herry z PL.2012. Ostatecznie jednak okazało się, że jego obowiązki przejął Michał Prymas, który odpowiadał za przebieg Euro 2012 w Poznaniu. Oczywiście, że się obawiam, bo są to bardzo poważne wyzwania, są to bardzo wielkie rzeczy, którymi mam się zająć, ale bazując na moim doświadczeniu wywiążę się z tych zadań - mówił w rozmowie z naszym reporterem Piotrem Glinkowskim.

Pierwsze sygnały wskazujące, że współpraca resortu sportu z NCS-em nie układa się dobrze, pojawiły się już w sierpniu. Wtedy ministerstwo odrzuciło przygotowany przez spółkę plan zarządzania Stadionem Narodowym.