Jadący Toyotą Hilux Marek Dąbrowski i Jacek Czachor musieli uporać się z awarią alternatora i zajęli siódme miejsce na pierwszym etapie Rajdu Faraonów, piątej eliminacji Pucharu Świata FIA. Do lidera z Arabii Saudyjskiej Yazeeda Al-Rajhi stracili 20.23.

W ciężkim, piaszczystym terenie samochód Polaków zaczął się przegrzewać, a kontrolki alarmowe wskazywały bardzo niski poziom ładowania. Jedyną możliwością by osiągnąć linię mety było zmniejszenie prędkości przejazdu. 

Zaczęliśmy bardzo dobrze, ale potem nasze auto zaczęło się przegrzewać. Chwilę później otrzymaliśmy informację, że nie ma ładowania. Najprawdopodobniej doszło do awarii alternatora. Bardzo mocno zwolniliśmy, bo samochód czerpał prąd bezpośrednio z akumulatora. Nie byłoby też możliwości własnoręcznego naprawienia awarii w pustynnych warunkach. Udało się jednak dojechać do mety, straciliśmy około 20 minut do lidera i w dalszym ciągu jesteśmy w walce o wysokie pozycje - powiedział Dąbrowski.   

Pierwszy 222-kilometrowy etap z Al-Dżuny do Luksoru wygrał Al-Rajhi, który pokonał trasę w 1:57.43. Za nim uplasowali się Rosjanin Władimir Wasiliew ze stratą 3.44 i Holender Eric Van Loon (9.12). 

W rywalizacji quadów na czele znajduje się Rafał Sonik (Yamaha), który był najlepszy także w poniedziałkowym prologu.

(mal)