Rafał Sonik już po raz dziewiąty wystartuje za kierownicą quada w rozpoczynającym się w poniedziałek Rajdzie Dakar. "To niesamowita przygoda, która daje mi szczęście i nigdy mi się nie znudzi" - powiedział w wywiadzie dla PAP triumfator tej imprezy sprzed dwóch lat.

Rafał Sonik już po raz dziewiąty wystartuje za kierownicą quada w rozpoczynającym się w poniedziałek Rajdzie Dakar. "To niesamowita przygoda, która daje mi szczęście i nigdy mi się nie znudzi" - powiedział w wywiadzie dla PAP triumfator tej imprezy sprzed dwóch lat.
Rafał Sonik /PAP/EPA/Felipe Trueba /PAP/EPA

O swoich przygodach mógłbym długo opowiadać. Sześć Dakarów przejechałem na kołach mojego quada. W 2011 roku miałem wypadek, połamane kości śródręcza, ale z gipsem i kołnierzem usztywniającym dojechałem do mety w kolumnie serwisowej. Rok temu miałem pecha - puściły spawy wewnątrz bloku silnika i rajd się dla mnie skończył - relacjonował Sonik. Wcześniej wielokrotnie byłem o krok od wycofania się, ale jakoś zawsze się udawało. A to do chłodnicy wlewałem gatorade'a, którego zgrzewkę wyrzucono mi przez okno z przejeżdżającego samochodu, a to dowlokłem się na holu trzy minuty przed limitem czasu. Takich przypadków miałem wiele - wyliczał.

Pytany o powody zainteresowania Dakarem, Sonik stwierdził. "Pamiętam, że bohaterem moich młodzieńczych lat był Sobiesław Zasada. Oglądałem migawki w telewizji z rajdu Safari czy Monte Carlo, marzyłem, żeby być jak Sobiesław". Gdy już odrosłem finansowo od ziemi, zacząłem się ścigać quadami. Dlatego, że miały pionierski charakter, jak wszystko, co wtedy robiłem, przede wszystkim w biznesie. Gdy byłem już mistrzem Polski, zacząłem się rozglądać za kolejnymi wyzwaniami. Zobaczyli mnie wtedy doświadczeni już dakarowcy Marek Dąbrowski i Jacek Czachor. Zachęcili słowami: "pojedź w końcu na jakieś porządne zawody". I tak się zaczęło - opowiadał. Po raz pierwszy miałem uczestniczyć w tym rajdzie, ale jeszcze nie jako zawodnik, w 2008 roku. Tamtą edycję jednak wówczas odwołano. Gdy kolejną zaplanowano w Ameryce Południowej, pomyślałem sobie - jadę! Tamtejsze trasy są mi bliższe od afrykańskich, przede wszystkim dlatego, że bardziej przypominają te w USA, gdzie wcześniej trenowałem - dodał. 

W tym roku jedziemy w dwa quady, tworzymy team z Kamilem Wiśniewskim. Nasz ekipa liczy w sumie 18 osób. Oprócz nas dwóch są przede wszystkim mechanicy i kierowcy, ale znajdują się w niej także fizjoterapeuta i kucharz, którego ja raczej nazywam naszym żywicielem - opowiadał Sonik. W 2015 roku, gdy wygrałam, sumę swoich błędów oceniłem łącznie na półtorej godziny. Teraz chcę pojechać lepiej i to jest mój cel. Poza tym Dakar to całe życie skondensowane w dwa tygodnie. To niesamowita przygoda, która daje mi szczęście. Pozwala zrozumieć samego siebie. Ten rajd nigdy mi się nie znudzi - podsumował. 

(mn)