Wieczorem na PGE Narodowym nasi piłkarze powalczą o czwarty komplet punktów eliminacji Euro 2020. Po trzech zwycięstwach jesteśmy w komfortowej sytuacji, ale cieniem na zdobytych punktach kładzie się brak stylu i pomysłu w grze naszej reprezentacji. Teraz sprawdzi nas Izrael. Jedyna obok Polski niepokonana drużyna w grupie G.

W trwających eliminacjach Euro 2020 tylko trzy drużyny nie straciły jeszcze bramki. W tym elitarnym gronie są Turcja, Włochy...i Polska. Mamy 9 punktów. Wygraliśmy już w eliminacjach dwa mecze na wyjeździe. W tym pojedynek w Wiedniu. Zatem skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle?

Polacy przesypiają pierwsze połowy meczów. Trener Jerzy Brzęczek musi szybko przeprowadzać zmiany personalne i taktyczne. To daje jakieś efekty, ale mamy w tych eliminacjach także kupę szczęścia, bo jak inaczej nazwać bramkę ze Skopje? Gdyby nie sprytne zagranie Krzysztofa Piątka i inteligentne zachowanie Roberta Lewandowskiego, który zaabsorbował bramkarza Macedończyków, zapewne gol by nie padł. Piłkarze mogą zasłaniać się 9 zdobytymi punktami, bo w końcu o to chodzi w eliminacjach - by zdobywać punkty, ale docenia zwycięstw wydaje się na wyrost.

Chiński duet napastników

Teraz nasze możliwości i aktualny stan drużyny zweryfikuje Izrael, który podobnie jak my jeszcze nie przegrał. Rywale mają w składzie Erana Zahaviego. Napastnik grający w Chinach strzelił już 7 bramek w eliminacjach, z 8 całej reprezentacji. Jest skuteczny także w swojej lidze, a co ważne, cały czas jest w trakcie sezonu. To obecnie najważniejsza postać izraelskiej reprezentacji. Przeciwko Łotwie w ataku oprócz niego zagrał także jego klubowy kolega z Guangzhou R&F Dia Saba i wieczorem w Warszawie powinno być podobnie. Klubowa znajomość obu napastników na pewno zadziała na plus. Jedynym osłabieniem Izraela będzie nieobecność Manura Dabbura. Ten napastnik z kolei - mający za sobą dobry sezon w Red Bull Salzburg - wypisał się z czerwcowych meczów eliminacyjnych z powodu ślubu.

Kiedy patrzymy w jakich europejskich klubach grają Izraelczycy: Olympiakos Pireus, KSC Lokeren, Maccabi Tel Awiw, Hapoel Ber Szewa, Brighton to śmiało można powiedzieć, że nasze asy zarabiają większe pieniądze w o wiele większych klubach - co jednak niekoniecznie musi przekładać się na grę.

Nasi wieczorni rywale są świetnie przygotowani taktycznie, co idealnie uzupełnia się z naszym nieprzygotowaniem pod tym względem, bo choćby w Skopje pomysłu na rozegranie piłki w naszej drużynie widać nie było. Niewiele pomagały też popisy indywidualne.

Będą zmiany w polskim składzie

Jak zatem zagrać wieczorem? Jerzy Brzęczek nie chciał zdradzić, jakie zmiany w składzie przeprowadzi, choć tego, że zmiany będą, możemy być właściwie pewni. W pomocy miejsce straci zapewne Przemysław Frankowski. Znak zapytania postawiłbym także przy Tomaszu Kędziorze. Kto za nich? Na lewej stronie obrony może w końcu Maciej Rybus? To pozwoli dać na prawą flankę Bartosza Bereszyńskiego. Na skrzydło Damian Kądzior czy może jednak trafi tam Piotr Zieliński i zagramy dwoma zawodnikami z przodu? W marcu atak Lewandowski-Piątek grający od pierwszej minuty też świata nie zawojował.

Mamy więc niewiadome, które rozwieje dopiero oficjalna informacja ogłoszona mniej więcej godzinę przed meczem. Sytuacja w tabeli powoli się klaruje. Jeśli udałoby nam się pokonać Izrael, będziemy już po 4 meczach bardzo blisko awansu. Warto się więc o takie zwycięstwo pokusić i jesienią spokojnie dojść albo doczłapać do celu. Na razie w eliminacjach nasza gra ma w sobie właśnie coś z człapania. Nie wygląda to estetycznie ani efektownie. Jest za to trochę niemrawo. Kadra po 9 miesiącach pracy z trenerem Brzęczkiem nie pokazuje na razie drogi, w którą zmierza pod względem stylu, ale droga na Euro 2020 jest obrana.

Punkty bronią trenera i choć trzy poprzednie mecze eliminacji można nazwać jedynie "meczami do zapomnienia" to w tabeli wygląda to bardzo dobrze, a może wyglądać nawet lepiej. Zanosi się na najtrudniejszy jak na razie bój tych eliminacji, w którym jednak mimo wszystko nie stoimy na straconej pozycji. 

Opracowanie: