Polska i Ukraina zostały organizatorami Euro 2012 dzięki łapówce. W grę miała wchodzić kwota jedenastu milionów euro. Tak twierdzi Spyros Marangos, skarbnik cypryjskiej federacji piłkarskiej. Co więcej, uważa, że ma na to dowody. UEFA zaprzecza.

W sobotę o rewelacjach Marangosa napisały m.in. niemieckie gazety oraz francuska agencja prasowa AFP.

Według niego, w "sprzedaż" praw do organizacji ME-2012 zamieszanych było przynajmniej pięciu członków Komitetu Wykonawczego UEFA. Do "transakcji" miało dojść w jednej z cypryjskich kancelarii prawnych, a w grę wchodziła kwota 11 milionów euro. Marangos podkreślił, że o całej sprawie poinformował władze UEFA już parę miesięcy temu.

Codziennie dostajemy różne donosy. Nie na każdy możemy reagować. Gdybyśmy zajmowali się wszystkimi bezgranicznie ufając informatorom, a nie mieli żadnych dowodów, to niewiele zostałoby nam czasu dla piłki nożnej - powiedział sekretarz generalny UEFA Gianni Infantino.

Marangos miał nadzieję, że sprawa ujrzy światło dzienne już latem. Na 24 sierpnia umówił się z ówczesnym przewodniczącym Komisji Dyscyplinarnej UEFA Peterem Limacherem, który zamieszany jest także w aferę korupcyjną w Niemczech. Spotkanie zostało jednak cztery dni wcześniej odwołane.

Na życzenie moich przełożonych muszę zrezygnować z ustalonego terminu. Oczywiście wszelkie koszty, jak zakupiony bilet lotniczy itp., poniosę. Byłbym jednocześnie wdzięczny, gdybym dostał od pana jakieś dokumenty lub inne dowody - zacytowała niemiecka gazeta "Sueddeutsche Zeitung" maila, którego wysłał Limachera. Do kolejnych kontaktów nie doszło.

18 kwietnia 2007 roku członkowie Komitetu Wykonawczego UEFA wybrali Polskę i Ukrainę na organizatorów Euro 2012, uznając, że wspólna kandydatura tych krajów jest lepsza niż włoska i chorwacko-węgierska.

Pikanterii dodaje sprawie fakt, że w środę Międzynarodowa Federacja Piłkarska (FIFA) zawiesiła tymczasowo dwóch członków Komitetu Wykonawczego, którzy są podejrzani o to, że byli gotowi sprzedać swoje głosy podczas wyborów gospodarzy piłkarskich mistrzostw świata w 2018 i 2022 roku.

Listkiewicz: Zarzuty Cypryjczyka to akt desperacji

Były prezes PZPN Michał Listkiewicz określił jako "absurdalne i desperackie" zarzuty Marangosa. To jakaś bzdura. Akt desperacji i frustracji ze strony tego człowieka. Szczerze mówiąc, nigdy nie słyszałem jego nazwiska, a przecież znam dobrze bardzo wielu działaczy, w tym kilku z cypryjskiej federacji. Łącznie z jej prezesem. Może ten Cypryjczyk ma prywatne porachunki w swoim narodowym związku i teraz rozgrywa jakiś własny mecz? - powiedział Michał Listkiewicz, który pełnił obowiązki prezesa PZPN w okresie, gdy Polska wraz z Ukrainą wygrały wyścig o prawo organizacji mistrzostw Europy (kwiecień 2007).

Jako PZPN nie mamy sobie nic do zarzucenia. Jestem pewien, że cypryjski działacz nie dysponuje żadnymi dowodami. Za takie pomówienia może spodziewać się ostrych reakcji ze strony UEFA, włącznie z procesem sądowym. Może Cypryjczykowi chodzi o to, by zaistnieć w mediach? Cóż, jego nazwisko przewinie się przez kilka dni na łamach gazet i... to wszystko. Nie mamy się czym przejmować. Robimy swoje, przygotowując się do turnieju finałowego Euro 2012 - dodał Listkiewicz.