Piłkarze Lecha Poznań po porażce ze Spartą Praga 0:1, w minorowych nastrojach opuszczali boisko. Mistrz Czech rozwiał ich marzenia o wielkich pieniądzach i grze w Lidze Mistrzów.

Smutek w naszej szatni był ogromny. Ja zostałem w Poznaniu po to, żeby grać w Lidze Mistrzów, a tu trzeba przełknąć gorycz porażki i nastawić się na Ligę Europejską - zaznaczył Sławomir Peszko, który nie krył rozczarowania

Nie możemy być zadowoleni ze swojej gry, skoro w czwartym, kolejnym spotkaniu nie strzelamy bramki. Wiadomo, że w meczu o taką stawkę tych sytuacji nie stworzymy sobie 10 czy 15, ale najwyżej dwie, trzy. I trzeba było jedną wykorzystać na początku i mecz inaczej by się potoczył. Po raz kolejny nieźle zaczynamy spotkanie, a później przeciwnik odbiera nam pewność na naszym boisku - ocenił Peszko.

Jego zdaniem kluczowym momentem środowego rewanżu była bramka stracona tuż na początku drugiej połowy. Nikt się nie spodziewał takiego scenariusza, że po rzucie karnym stracimy bramkę. Trudno w tej chwili mówić czy on był, czy nie. Bartek twierdził, że nie faulował. Sędzia mylił się dzisiaj niewiarygodnie i to wiele razy. Zawodnicy Sparty uważali, że w Pradze próbowaliśmy grać na czas, a dzisiaj zachowywali się podobnie i przy każdej okazji prowokowali nas - podsumował.