Wygraliśmy dzięki dwóm kontrowersyjnym decyzjom sędziego i szczęśliwym golom - przyznał po meczu z Tottenhamem Hotspur (2:1) trener Chelsea Londyn Carlo Ancelotti. Jego zespół wciąż liczy się w walce o mistrzostwo Anglii.

W derbach Londynu na Stamford Bridge w głównej roli wystąpili sędziowie. Tuż przed przerwą, przy prowadzeniu "Kogutów" 1:0, na strzał z dystansu zdecydował się Frank Lampard. Kłopoty ze złapaniem piłki miał brazylijski bramkarz gości Heurelho Gomes, ale w końcu zatrzymał ją na linii. Arbiter główny Andre Marriner i jego asystent Mike Cairns przyznali jednak gola Chelsea.

Sędzia boczny nie widział dokładnie sytuacji i zgadywał. Jak wszyscy widzieli, pomylił się- skomentował sytuację trener Tottenhamu Harry Redknapp. Gdyby sędziowie mogli korzystać z udogodnień technicznych, to w ciągu pięciu sekund mogliby skorygować bądź potwierdzić przypuszczenia. A tak popełniają błędy - dodał.

Nieco zakłopotany był również zdobywca gola (dziewiątego w sezonie). Lampard w lecie 2010 roku znalazł się... po drugiej stronie barykady. Na mundialu w RPA arbiter nie uznał bramki, kiedy po jego strzale piłka wyraźnie przekroczyła linię bramkową w meczu Anglii z Niemcami (1:4).

To nie było oszustwo. My na tego gola zasłużyliśmy, bo stworzyliśmy sporo sytuacji, atakowaliśmy. Ale gdybym miał powiedzieć, kiedy byłem bardziej pewny, że piłka przekroczyła linię, to wskazałbym spotkanie na mistrzostwach świata w RPA - powiedział Lampard.

W końcówce gry szczęście po raz drugi uśmiechnęło się do "The Blues". Tym razem Salomon Kalou, zanim zdobył bramkę, był na spalonym po podaniu kolegi z reprezentacji Wybrzeża Kości Słoniowej Didiera Drogby.

Cały urok, ale i brutalność futbolu. Sędziowie nie mogą obejrzeć powtórki akcji, tylko muszą natychmiast podjąć decyzję. Gdyby mieli taką możliwość, prawdopodobnie nie wygralibyśmy dziś - przyznał Ancelotti.

Goście prowadzili od 19. minuty po trafieniu Brazylijczyka Sandro, jedynym, które w sobotę nie wzbudziło kontrowersji.

Chelsea wciąż liczy się w walce o mistrzostwo Anglii. Obecnie traci trzy punkty do prowadzącego w tabeli Manchesteru United, który 35. spotkanie w sezonie rozegra w niedzielę. W Londynie zmierzy się z plasującym się na trzeciej pozycji Arsenalem