Eddie "Fast" Chambers nie był ani wystarczająco szybki, ani odważny, by choćby przez chwilę zagrozić mistrzowi świata IBF i WBO Władimirowi Kliczce. Spotkanie pięściarzy w Düsseldorfie skończyło się więc dokładnie tak, jak przewidywano: dominacją i zwycięstwem Kliczki w 12-rundowym pojedynku. Ukrainiec znokautował przeciwnika na pięć sekund przed końcem walki.

Nie sądzę, żeby on mnie choć raz mocno trafił. Jego pomysł na to, jak ze mną walczyć, skończył się gdzieś około szóstej rundy - skomentował pojedynek Kliczko.

27-letni Amerykanin w pierwszej rundzie próbował jeszcze dotrzymać przeciwnikowi kroku - unikał lewego prostego, odpowiedział na kilka prawych prostych własnymi uderzeniami, zakończył starcie niezłym lewym sierpem. Później jednak obrał taktykę leżenia na linach i zachęcania Kliczki do ataku. Kiedy ten z zaproszenia skorzystał, trafiając go kilkoma silnymi ciosami, Chambers z desperacji podniósł wyższego i cięższego o 16 kilogramów rywala i przewrócił go na matę ringu.

Kliczko był lepszy pod każdym względem, a Amerykanin przestał już nawet zwracać uwagę na słowa swojego trenera, kiedy ten ostatni z pasją w głosie prosił, by Eddie zaczął wreszcie walczyć z tym facetem.

Po stronie Kliczki trzeba zapisać, że dopingowany z narożnika przez brata Witalija i trenera Emmanuela Stewarta nie zadowolił się łatwym wygraniem dwunastu rund i próbował zakończyć walkę nokautem. Chambers miał pięć sekund do szczęścia, czyli przegrania bez nokautu, ale wtedy krótki lewy sierpowy Ukraińca trafił go w pobliże ucha.

Jak mi się nawet udawało przedrzeć przez jego lewy prosty, to nie zadawałem żadnych kombinacji. Lewy prosty Kliczki ustawił całą walkę - przyznał na konferencji prasowej po walce Chambers. Podbite oczy ukrył za czarnymi okularami. Kliczko wyglądał tymczasem tak, jakby dopiero miał wyjść na ring.