Mija 40 lat od złotego medalu olimpijskiego polskich piłkarzy. W finale igrzysk w Monachium biało-czerwoni pod wodzą trenera Kazimierza Górskiego pokonali Węgrów 2:1. To był jeden z największych sukcesów w historii polskiego futbolu.

Po ostatnim gwizdku sędziego legendarny komentator polskiej telewizji Jan Ciszewski krzyknął uradowany: "Koniec, proszę Państwa. Koniec meczu. Proszę Państwa no...Mój Boże... no co ja mam Państwu powiedzieć...20 lat czekałem na taki moment, ponad 50 lat czekało polskie piłkarstwo...".

Drogę po złoto polski zespół rozpoczął od zwycięstwa nad Kolumbią 5:1. Później pokonał Ghanę 4:0 i NRD 2:1. Na inaugurację drugiej rundy grupowej zremisował z Danią 1:1 i kluczowy był mecz ze Związkiem Radzieckim. Choć do przerwy rywale prowadzili 1:0, to po golach Kazimierza Deyny i Zygfryda Szołtysika biało-czerwoni wygrali 2:1. Awans do finału przypieczętowali gromiąc Marokańczyków 5:0.

Finał z Bratankami

W finale olimpijskim z Węgrami Polacy nie byli faworytami, ale po zwycięstwie nad ZSRR na zakończenie drugiej rundy nabrali pewności siebie. Zawsze podkreślam, iż to spotkanie było najtrudniejsze w igrzyskach. Triumf dodał nam skrzydeł i pozwolił uwierzyć, że możemy osiągnąć coś wielkiego - podkreśla Lubański, kapitan zespołu.

Finał odbył się w niedzielę 10 września 1972 roku, w obecności 60 tysięcy widzów. Piłkarzom grę utrudniał padający deszcz. Pogoda może i była okropna, ale bardzo nie lało. Opady nie stanowiły przeszkody uniemożliwiającej nam sprawną grę. To istotne, gdyż preferowaliśmy styl kombinacyjny i gdyby nad stadionem przeszła potężna ulewa, piłka nie słuchałaby się nas. Na szczęście mogliśmy szybko wymieniać między sobą podania i grać tak, jak zawsze - wspomina Lubański.

Tuż przed przerwą prowadzenie zapewnił Węgrom Bela Varadi. Po dwóch minutach drugiej połowy był remis, a w 68. minucie Kazimierz Deyna zdobył drugiego gola w tym meczu i przechylił szalę zwycięstwa na stronę biało-czerwonych. Była to dopiero druga wygrana z Madziarami w 19. meczu w historii. Deyna z dorobkiem dziewięciu bramek został królem strzelców turnieju olimpijskiego.

Polacy w finale zagrali w składzie: Hubert Kostka - Zbigniew Gut, Jerzy Gorgoń, Lesław Ćmikiewicz, Zygmunt Anczok - Zygfryd Szołtysik, Jerzy Kraska, Kazimierz Deyna (77-Ryszard Szymczak), Zygmunt Maszczyk - Włodzimierz Lubański, Robert Gadocha.

Ostatnie minuty meczu!

Sukces olimpijski odbił się szerokim echem w kraju. Piłkarze byli witani jak bohaterowie. 10 września ogłoszono w Polsce Dniem Piłkarza, przypominającym przez lata o tym wydarzeniu. Olimpijskie złoto stało się początkiem "złotej ery" polskiego futbolu. Bez sukcesu w Monachium, nie byłoby prawdopodobnie trzeciego miejsca w mistrzostwach świata dwa lata później, również na niemieckich stadionach.

W cieniu zamachu

Igrzyska w Monachium zapisały się na kartach historii z powodu ataku terrorystycznego. "Było bardzo nerwowo" - wspomina kapitan ówczesnej reprezentacji Włodzimierz Lubański. Było to widowisko wyjątkowe nie tylko ze względów sportowych, ale także emocjonalnych. Mam na myśli zamach terrorystyczny na izraelskich sportowców. Wpłynął on zarówno na dalszy przebieg imprezy, jak i na nas. Po zamachu wiele rzeczy diametralnie się zmieniło - komentuje Lubański. Nawet wioska olimpijska była inaczej wyposażona. Na każdym rogu stali uzbrojeni policjanci, a w drodze do restauracji towarzyszyła nam zawsze eskorta żołnierzy. Inna była też atmosfera. Brakowało naturalności i entuzjazmu. Ich miejsce zajęły refleksja i przygnębienie - dodaje.