Kuriozalna sytuacja na wrocławskich Partynicach. Dzieciom z osiedla przy ulicy Kawalerzystów zamknięto plac zabaw. Przy furtce zamontowano czytnik kart. Wejściówki dostali mieszkańcy tylko jednej z kilku wspólnot. Zdaniem dewelopera będącego właścicielem terenu, na którym jest plac, powodem tego jest fakt, że jedynie jedna wspólnota dorzuca się do kosztów utrzymania placu zabaw.

Jak opisywał będący na miejscu reporter RMF FM, ogrodzony, całkiem spory teren, na którym jest plac zabaw, otaczają bloki. Za płotem znajduje się też boisko czy miejsce do grillowania. Furtka jest zamknięta, a obok niej zamontowano czytnik kart. 

Takie karty otwierające bramkę otrzymali jedynie mieszkańcy jednej z kilku wspólnot mieszkaniowych. Pozostali ich nie mają. To znaczy, że są dzieci, które mogą bawić się na tym placu zabaw i takie, które nie mają wstępu, mimo że mieszkają obok niego.

Plac zamknięto dzień przed Dniem Dziecka.

Chodzi o koszty

Deweloper będący właścicielem terenu, na którym jest plac, tłumaczy, że nie może dłużej płacić za jego utrzymanie. Dlatego zamknięto plac zabaw i zamontowano tam czytnik kart. Według dewelopera, wejściówki dostali mieszkańcy tylko jednej wspólnoty, bo jedynie oni dorzucają się do kosztów.

Dla każdej wspólnoty, która się zgłosi i wyrazi chęć partycypacji w kosztach, zostanie przygotowana odpowiednia liczna kart dostępowych - mówił Piotr Wiak, wiceprezes zarządu firmy deweloperskiej. 

Zostaliśmy oszukani - twierdzi z kolei Tomasz Majewski, członek zarządu jednej ze wspólnot, która została pozbawiona dostępu do placu zabaw. 

My już zapłaciliśmy deweloperowi za przeniesienie udziałów. Wziął od nas pieniądze, umów nie dotrzymał, a pieniędzy nie zwrócił - dodaje. Poza tym Majewski twierdzi, że prawo nie pozwala wspólnocie płacić za utrzymanie nie swojego terenu.

Deweloper dodaje, że z przeniesieniem własności czeka na to, aż kolejny etap inwestycji zostanie dokończony.

Dziura w płocie

Jak patrzę na te wszystkie dzieciaki, które krążą wokół tego ogrodzonego placu zabaw, to wcale im się nie dziwię, że one nawet nie chcą wychodzić z domu. Oczywiście pierwszego dnia po zamknięciu placu zabaw, jeszcze znalazły sobie jakąś dziurę w płocie i ja pewnie zrobiłbym tak samo. Natomiast, jak widać, deweloper bardzo dba o to, żeby ogrodzenie było szczelne. Teraz już takiej możliwości nie ma - mówi jeden ojców.

Błąd przede wszystkim polega moim zdaniem na katastrofalnej komunikacji z deweloperem. Gdybyśmy wprowadzili jasny, przejrzysty sposób udostępniania tego placu zabaw, to ja nie widzę żadnego problemu, żeby poszczególni rodzice płacili za utrzymanie. Natomiast odpowiedzialność za wytłumaczenie tej sytuacji moim dzieciakom ciąży na mnie. A jak mam im wytłumaczyć coś, czego sam nie rozumiem - dodaje.