"Nigdy nie zamierzałem uciekać z kraju" - twierdzi Piotr P., główny podejrzany w aferze SKOK Wołomin. Mężczyzna został w ubiegłym tygodniu zatrzymany przez stołecznych funkcjonariuszy. Adwokat podejrzanego przesłał do RMF FM jego oświadczenie, w którym zaprzecza informacjom policji, że mundurowi, zatrzymując go, zapobiegli jego ucieczce.

Piotr P. twierdzi, że sądy i prokuratura zawsze znały jego miejsce pobytu. 19 października opuścił szpital psychiatryczny w Bydgoszczy, w którym przebywał od 22 sierpnia. Przyjechał do swego syna do Warszawy - do mieszkania, które od lat do niego należy. Tam został zatrzymany.

Główny podejrzany w aferze SKOK Wołomin poinformował, że nie miał wykupionego biletu lotniczego.

"Nigdy nie zamierzałem uciekać z kraju i wbrew twierdzeniom medialnym, nie posiadałem biletu lotniczego - gdyby moją intencją była ucieczka, uczyniłbym to zaraz po wyjściu z aresztu śledczego w styczniu 2021 roku" - napisał Piotr P. w oświadczeniu.

Zatrzymany podkreślił, że zamierza oczyścić swojego dobre imię i opowiedzieć, jak "wyglądała prawda o aferze SKOK Wołomin oraz ujawnić rzeczywistych uczestników i beneficjentów".

Policja poinformowała, że mężczyzna nie mógł opuścić kraju, bo "skończyła się ważność jego dowodu osobistego". Dopiero w dzień zatrzymania miał otrzymać nowy dokument. Piotr P. zaprzeczył tym twierdzeniom, podkreślając, że nie tylko nie otrzymał nowego dokumentu, ale wciąż oczekuje na jego wydanie.

"Mój dowód osobisty, podkreślany w przekazach, jakoby mający służyć do ucieczki z kraju, stracił swoją ważność w październiku br. Wbrew twierdzeniom, nie tylko nie otrzymałem go w dniu zatrzymania, ale nadal oczekuję na jego wydanie, co jest zaplanowane w urzędzie na 6 listopada" - napisał główny podejrzany w aferze SKOK Wołomin.

"Pozaprocesowe naciski ze strony organów ścigania"

"Odkąd zostałem aresztowany w 2014 roku, obserwuję regularnie powtarzające się pozaprocesowe naciski ze strony organów ścigania, mające na celu zdezawuowanie mojej osoby, a jednocześnie ukrycie słabości materiału dowodowego w sprawie afery SKOK Wołomin" - napisał Piotr P., podkreślając, że śledztwo toczy się już 9 lat.

"Przez ostatnie osiem lat w sferze tej nie podjęto działań mających wyjaśnienie rzeczywistych okoliczności" - konkluduje Piotr P. w swoim oświadczeniu.

Afera SKOK Wołomin

Piotr P. to były agent Wojskowych Służb Informacyjnych. Zasiadał we władzach SKOK. W procesie, który rozpoczął się na początku lipca, prokuratura zarzuca mu popełnienie 927 przestępstw.

Jak wskazano w oskarżeniu, P. miał kierować grupą przestępczą, która zajmowała się uzyskiwaniem wielomilionowych pożyczek z wołomińskiego SKOK-u. Według śledczych oskarżony prowadził działalność zmierzającą do ukrycia przestępczego pochodzenia pieniędzy z wyłudzonych pożyczek i kredytów w SKOK w Wołominie. Mężczyzna miał "wyprać" ponad 358 mln zł, za co grozi mu do 15 lat więzienia.

Z ustaleń prokuratury wynika, że Piotr P. przyjmował przelewy i gotówkę na swoje konto, i konta innych członków wołomińskiego SKOK. Według śledczych pieniądze miały być następnie transferowane dalej, a dla zachowania pozorów legalności mężczyzna zawierał fikcyjne pożyczki, umowy przejęcia wierzytelności i umowy inwestycyjne, związane z działalnością podmiotów gospodarczych. Ostatecznie środki te były przeznaczane na zakup ruchomości oraz nieruchomości w Polsce i za granicą.

Upadłość SKOK-u Wołomin została ogłoszona w lutym 2015 r. Według szacunków prokuratury, szkoda z tytułu niespłaconych pożyczek i kredytów wynosi ponad 2,5 mld zł.

W innym procesie toczącym się z przerwami od 2015 r. P. jest oskarżony o zlecenie brutalnego pobicia wiceszefa KNF Wojciecha Kwaśniaka, który nadzorował działalność SKOK Wołomin.

Opracowanie: