Brakuje pieniędzy na ratowanie pacjentów i specjalistyczną karmę. Dodatkowo brakuje też miejsca, bo trafiło tam ostatnio blisko pół tysiąca ptaków z nielegalnej hodowli. „To największa liczba zwierząt, jaką przyjęliśmy w historii ośrodka” – przyznaje kierownik Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja”.

Pod koniec listopada policjanci z Pomorza zatrzymali mężczyznę, który pod pretekstem prowadzenia legalnej hodowli odławiał ze środowiska naturalnego objęte ścisłą ochroną gatunki ptaków. Ptaki przetrzymywane były w skrajnych złych warunkach: w brudnych, ciasnych klatkach i boksach. 

60 śpiewaków, 5 czeczotek, 21 kosów, 114 kwiczołów i 256 droździków trafiło właśnie do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Ostoja".

To bardzo ciężka sytuacja. Musieliśmy być przygotowani pod względem logistycznym, żeby przyjąć każdego pacjenta, żeby każdy został obejrzany, zanotowany. Każdy ptak otrzymał własną kartę. Przyjąć prawie 500 ptaków to jest naprawdę wyzwanie - przyznaje w rozmowie z RMF FM Małgorzata Stachurska, kierowniczka ośrodka.

"Ostoja" działa na zasadach szpitala. Pacjenci, którzy tam trafiają przechodzą pierwszą diagnostykę, są leczone, rehabilitowane, a na koniec są zwracane naturze.

Wiele ptaków przewiezionych z nielegalnej hodowli wymagało natychmiastowej pomocy. Niektóre miały połamane pióra, uszkodzone lotki, rany na kufrze czy na skrzydłach. Problemy, z jakimi trafiły ptaki były różne, co też jest wyzwaniem. 

Grudzień to trudny czas dla nas pod względem finansowym, bo wtedy zawsze kończą nam się pieniądze. Brakuje funduszy na utrzymanie ośrodka i zakup specjalistycznej karmy. W tym okresie przyjeżdża do nas też dużo ptaków zatrutych, głównie łabędzi- mówi Stachurska.

Do "Ostoi" trafiają nie tylko ptaki, ale też jeże, wiewiórki, zające i kuny. Tych, którym los dzikich zwierząt nie jest obojętny, ośrodek prosi o wsparcie.