Dyplomy, nagrody rzeczowe i finansowe od prezydentów Sopotu i Gdyni otrzymał 17-letni Olaf Grodzicki. To uczeń III LO w Gdyni, zawodnik Sopockiego Klubu Żeglarskiego. Pod koniec września uratował życie dryfującego z dala od brzegu kitesurfera.

Skromną uroczystość uhonorowania młodego bohatera zorganizowano dziś w gdyńskim urzędzie miasta. Olaf dostał od prezydentów Sopotu i Gdyni kilka skromnych, miejskich gadżetów, dyplomy a także - od każdego z włodarzy - po 1000 złotych nagrody. 

Na co dzień sportowiec, uczeń znakomitego, gdyńskiego, III Liceum Ogólnokształcącego, wspaniały młody człowiek. Odnalazł się w sytuacji niezwykle niebezpiecznej. Będąc w Lubiatowie uratował dryfującego, oddalającego się od brzegu kitesurfera. Pan Olaf zdecydował się na niezwykle bohaterski czyn. Podpłynął na desce. Holował ręcznie kilkaset metrów do brzegu tego nieszczęśnika. Bardzo się cieszę, że wszystko się znakomicie zakończyło - opowiadał o sytuacji prezydent Gdyni Wojciech Szczurek, gratulując również rodzicom i komandorowi Sopockiego Klubu Żeglarskiego, w którym trenuje Olaf.

Nastolatek na windsurfingu pływa od ponad 6 lat.

Olaf jest też od lat członkiem kadry. Myślę, że życiu brał już udział w wielu różnych zawodach, ale te były chyba najważniejsze. To wielki sukces i gratulujemy! To dobry przykład do naśladowania. Powiedzmy sobie szczerze, gdyby Olaf nie znalazł się w okolicy tego człowieka, to mogłoby się skończyć bardzo tragiczne. Ktoś inny, bez takiego doświadczenia, jakie ma Olaf z żywiołem, z wodą, z trudnymi warunkami atmosferycznymi, mógłby nie zdołać uratować tego człowieka  - mówi z kolei Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.

Sam Olaf przyznał, że był moment, w którym bał się, iż wszystko zakończy się tragicznie. Pan kitesurfer powinien dziękować także ludziom z plaży, którzy go wypatrzyli i mi powiedzieli, że tam jest. Na szczęście - mówił Olaf dziękując komandorowi Sopockiego Klubu Żeglarskiego, a także rodzicom. Szczegółowo opisał także całą akcję ratunkową.

Jak tłumaczył latawiec kitesurfera spadł do wody. Mężczyzna zaplątał się w linki, nie mógł się podnieść, a prąd odpychał go od brzegu. W tym czasie panowały trudne warunki, a fale były dość duże, co więcej utworzył się silny prąd. 

Zaalarmowany przez plażowiczów młody windsurfer był wtedy około pół kilometra od brzegu, w miejscu, w którym nie pływali inni. Dopłynął do kitesurfera - jak się okazało około 60-letniego mężczyzny - i doholował go na brzeg. Na tym jednak akcja się nie skończyła.

Był opadnięty z sił i zaplątany w linki, na tyle, że nie był w stanie wstać o własnych siłach. Na szczęście mój tata wtedy mnie wypatrzył i podbiegł mi pomóc. Musieliśmy odciąć wszystkie linki od kite’a. Przy mocnym wietrze kite może poderwać człowieka, pociągnąć go kilkadziesiąt metrów po plaży albo np. na 10 metrów górę. Musieliśmy go trzymać na ziemi z tatą. Do momentu, w którym odcięliśmy wszystkie linki, baliśmy się cały czas, że skończy się tragicznie - opowiadał Olaf Grodzicki.

Jak mówił, uratowany kitesurfer doszedł do siebie po około 10 minutach. Był to polski turysta, doświadczony w pływaniu na kitesurfingu. 

W momencie, w którym wyruszałem, przypomniałem sobie historię kitesurfera, który utopił się w Karwii czy Ustce, czy innym miejscu, gdzie się pływa na falach. I pomyślałem, że nie chcę być osobą, która mogła komuś pomóc, a nie pomogła. Najważniejsze, że się wszystko dobrze skończyło. Mam nadzieję, że każdy by tak samo zrobił w mojej sytuacji, kto by miał moje umiejętności - stwierdził dziś 17-letni Olaf.

Opracowanie: