"Zupełnie nieoczekiwana sytuacja, która nie powinna mieć miejsca" - tak jedna z pacjentek znanej szczecińskiej ginekolog komentuje zabezpieczenie przez CBA dokumentacji medycznej znajdującej się w gabinecie z ostatnich 27 lat. Po prawie dwóch miesiącach prokuratura ma zwrócić karty medyczne.

Na początku stycznia wszystkie karty pacjentek z ostatnich 27 lat na polecenie Prokuratury Regionalnej zabezpieczyło CBA. Znana szczecińska ginekolog złożyła skargę do sądu na działania śledczych, powiadomiła też Rzecznika Praw Obywatelskich.

Dlaczego zarekwirowano dokumentację?

Karty pacjentek zostały zabrane, bo w zeznaniach z innego śledztwa pojawiła się informacja, że w tym konkretnym szczecińskim gabinecie miało dochodzić do przerywania ciąży za pomocą niezarejestrowanych w Polsce środków wczesnoporonnych. Tego też dotyczy toczące się śledztwo. Chodzi o okres od 2020 roku, ale zabezpieczenie całej dokumentacji było konieczne, bo karty są ułożone nazwiskami, a nie datami.

Prokurator uzyskał informacje, że w konkretnym gabinecie doszło właśnie do takich czynów - wprowadzania do obrotu medykamentów, które nie były dopuszczone do obrotu w Polsce, a były to środki wywołujące poronienie. Prokurator zobowiązany był do przeprowadzenia czynności dokumentujących takie sytuacje. Jedną z takich czynności jest zabranie dostępnej dokumentacji medycznej - rzecznik prokuratury regionalnej w Szczecinie Michał Lorenc.

Lekarka na zatrzymanie całej dokumentacji pełnej wrażliwych danych medycznych swoich pacjentek złożyła zażalenie do sądu. Ten jednak nie zdąży się zająć sprawą, przed powrotem akt do gabinetu. Te, co potwierdził RMF FM pełnomocnik lekarki, jeszcze dziś mają zostać odwiezione na miejsce. Skarga trafiła też do Rzecznika Praw Obywatelskich, dotyczy niewłaściwego traktowania poufnej dokumentacji lekarskiej.

Prokuratura zapewnia, że wrażliwe dane nie wyciekły. Między innymi z tego względu została zabrana cała dokumentacja medyczna. W innym przypadku musiałoby dojść do sytuacji, w której funkcjonariusze, którzy przybyli do tego gabinetu, przeglądaliby dokumentację, aby odszukać wśród niej taką, która mogłaby być istotna dla sprawy. To wiązałoby się z tym, że funkcjonariusze zapoznaliby się z szerszą ilością danych zawartych w dokumentacji. Tego prokurator starał się uniknąć. W związku z tym cała dokumentacja została zabrana i to prokurator zdecyduje o tym, która z części tej dokumentacji jest mu potrzebna dla prowadzonego śledztwa - podkreślił Lorenc.

Wątpliwości budzi nie tylko fakt, że ktoś mógł przeglądać dokumentację, ale również to, że pacjentki - np. ciężarne - zostały przez dwa miesiące bez swojej historii choroby. Rzecznik prokuratury zapewnia jednak, że lekarka otrzymała informację, że może zostać dopuszczona do dokumentów i odszukać taką kartę pacjentki, która jest jej potrzebna do pełnienia działalności.

Z tego, co mówił prokurator, pełnomocnik chciał odebrać całość dokumentacji, a nie dostępną w takim zakresie, w jakim byłoby to potrzebne dla prowadzenia działalności lekarskiej - zaznaczył Lorenc.

"Nie wiem, kto ma w tej chwili dostęp do dokumentacji"

Pacjentki nie potrafią zrozumieć decyzji prokuratury o zabezpieczeniu całej dokumentacji sięgającej wstecz niemal 30 lat.

Moja dokumentacja, jak również mamy czy siostry została zabrana. Nie wiem dlaczego. Nie wiem kto ma w tej chwili dostęp do dokumentacji. Uważam, że to niezgodnie z prawem do ochrony danych osobowych. Przychodzę do lekarza i oczekuje kontynuacji leczenia, a tu się okazuje, że jest zupełnie czysta karta, że trzeba budować ją od początku. Na zasadzie domysłów, czy szukania we własnych archiwach skontrolować swój stan zdrowia, żeby mieć w ogóle jakieś porównanie. Zupełnie nieoczekiwana sytuacja, która nie powinna mieć miejsca - komentuje jedna z pacjentek.

Postępowanie toczy się w sprawie, lekarka nie usłyszała zarzutów, a to, jak przekazał mec. Rafał Gawęcki, pełnomocnik lekarki, nie czyni ją stroną postępowania i utrudnia skarżenie się na działanie prokuratury.

Opracowanie: