Paweł Dankiewicz, Krzysztof Mejer, Jolanta Milas, Maciej Mol, Michał Pierończyk, Krzysztof Toboła oraz Marek Wesoły walczą o stanowisko prezydenta Rudy Śląskiej. W liczącym ponad 136 tys. mieszkańców mieście w niedzielę odbędą się przedterminowe wybory. Zarządzono je po śmierci prezydent Grażyny Dziedzic.

Kandydatów jest siedmioro: sześciu mężczyzn i jedna kobieta. Wśród nich jest były policjant, społecznicy, nauczyciel, kilkoro przedsiębiorców, dwaj dotychczasowi wiceprezydenci Rudy Śląskiej oraz poseł Prawa i Sprawiedliwości.

Z przedwyborczych sondaży wynika, że największym poparciem cieszą się właśnie ci ostatni: Michał Pierończyk i Krzysztof Mejer, którzy współpracowali z Grażyną Dziedzic oraz Marek Wesoły, obecnie poseł.

Wśród trzech kandydatów, którzy w sondażach mają największe poparcie, przeprowadziliśmy kwestionariusz, zadaliśmy im te same pytania. 

Michał Pierończyk

Ma 45 lat. Ukończył prawo w Wyższej Szkole Prawa i Administracji w Warszawie. W latach 2006 - 2010 był radnym w Rudzie Śląskiej, a od 2010 roku zastępcą prezydenta miasta. Prywatnie mąż i tata dwójki dzieci. Pasjonat geografii, historii oraz Śląska. 

Krzysztof Mejer

Ma 53 lata. W latach 2015-2022 był zastępcą prezydenta Rudy Śląskiej. Wcześniej był dziennikarzem w radiu i telewizji, rzecznikiem prasowym dwóch wojewodów, specjalistą ds. public relations. Trenuje bieganie, jest maratończykiem i ultramaratończykiem oraz członkiem KRS TKKF Jastrząb Ruda Śląska.

Marek Wesoły

Ma 50 lat. Ukończył studia  na wydziale teologii oraz studia podyplomowe Master of Business Administration z dziedziny zarządzania. Jest prywatnym przedsiębiorcą, a przez ostatnie 5 lat był prezesem dużej spółki produkcyjnej. Był radnym Rudy Śląskiej. Obecnie jest posłem PiS.

Michał Pierończyk

Jaki jest najważniejszy, pilny do rozwiązania problem Rudy Śląskiej?

Dobre zabezpieczenie na jesień i zimę. Podczas rozmów, które przeprowadzałem z mieszkańcami, zbierając podpisy poparcia, ludzie mówili, że brakuje im pieniędzy w portfelu i że największe wydatki dotyczą opału. Boją się także rachunków ze spółdzielni. To jest największy problem. Wiem, że w innych samorządach działają sztaby kryzysowe, wiem, że u nas komisarz też działa, ale on wie, że nie będzie pełnił tej funkcji do końca roku. Przede wszystkim musimy zabezpieczyć dwie grupy najbardziej wrażliwe. Po pierwsze dzieci - chodzi o to, żeby placówki oświatowe działały, muszą być zabezpieczone pieniądze na opłaty, rachunki, żeby nie było nauki zdalnej. Wiadomo, że rodzice mają wtedy problem z pracą. Druga grupa to osoby starsze, samotne i do nich trzeba dotrzeć przez pomoc społeczną i zdiagnozować już teraz, kto będzie potrzebował pomocy w miesiącach zimowych, kiedy temperatury spadną. Spodziewam się, że wiele tych osób, będzie oszczędzało na ogrzewaniu, będzie zakręcało kaloryfery, będą marzli i tu może być problem.

Co denerwuje w mieście mieszkańców Rudy Śląskiej?

Mieszkańcy patrzą na swoje najbliższe otoczenie. To czasami jest złamana ławka, krzywy chodnik, zniszczona klatka schodowa albo krzyki w nocy. To są sprawy lokalne. Ruda Śląska jest miastem dzielnic, więc każdy na tę dzielnicę patrzy, identyfikuje się z nią, z najbliższym otoczeniem. Stąd w moim programie jest zwiększona aktywność, zwiększony poziom interwencyjności. Chodzi o to, żeby reagować na takie drobne sprawy. Jeśli ludzie będą widzieli, że po ich interwencji  stało się coś pozytywnego, będą wiedzieli, że nasze miasto, administracja  działa i że się ich słucha.

Jaka będzie pierwsza pana decyzja, jeśli wygra pan wybory?

Wrócę do tego, o czym już mówiłem: zbiorę sztab, który będzie myślał o pomocy dla dzieci i osób starszych i samotnych  w okresie zimowym. Trzeba też zająć się budową szkoły w Bielszowicach. Tam wszystko jest zaplanowane, inwestycja trwa, ale sprawę komplikują szkody górnicze. Ważnym tematem  jest też pomoc Szpitalowi Miejskiemu. Teraz ten problem wyszedł. Jestem zaskoczony, że skala problemu jest tak duża. Wiem, że szukamy pieniędzy. Miasto jest też w ciężkiej sytuacji, podobnie, jak inne samorządy, środków na bieżące potrzeby jest mało, ale musimy pomóc, bo zabezpieczenie zdrowotne jest ważne. Liczę na to, że się coś zmieni systemowo, bo wiem, że z 200 szpitali powiatowych w Polsce 150 czyli ¾ sygnalizuje, że nie ma środków na podwyżki ustawowe. To nie jest kwestia tego, że ktoś źle szpitalem zarządza albo nie są zapłacone nadwykonania. Tym tematem też trzeba się szybko zająć. 

Jaki jest pana największy sukces?

To są ludzie, którzy teraz się pojawiają w kampanii i mówią: dziękujemy, że pan nam pomógł. Dotyczy to przeważnie kwestii mieszkaniowych. Zajmowałem się mieszkalnictwem od początku. Zreorganizowaliśmy system przydziału lokali. Liczba wniosków osób oczekujących, kiedy zaczynaliśmy w 2010 roku, wynosiła 4300. Teraz jest ich 800. Tym osobom też trzeba pomóc. Kiedy przychodzi rodzina i pokazuje, że ma gdzie mieszkać, pokazuje, gdzie mieszka i mówi, że pomogłem, to jest to budujące. Jest też dużo inwestycji i jestem dumny z tego: mamy Stację Bibliotekę (zrewitalizowany zabytkowy budynek dworca kolejowego, obecnie budynek Miejskiej Biblioteki Publicznej - dop. red.). 5 proc. środków pochodziło z budżetu, reszta to były środki unijne albo ministerialne. Kolejna sprawa to podwórka, które sobie mieszkańcy cenią, bo Ruda Śląska jest miastem dzielnic i podwórek. Zrobiliśmy rewitalizację wzorcową, od początku do końca w dialogu z mieszkańcami. Nie są niszczone, bo to są podwórka ludzi, którzy tam mieszkają. Koksownia - to kolejny przykład (rekultywacja byłej koksowni Orzegów). Koordynowałem pozyskiwanie środków na ten cel. Sukces prywatny? Kampania to jest trudny okres, jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem. Czterokrotnie zostawałem radnym, ale to jest zupełnie inna kampania. W tym zmęczeniu, zagonieniu i napiętym harmonogramie najlepszą rzeczą, która mnie spotyka jest chwila, kiedy położymy się z żoną i dziećmi razem i się przytulimy. To jest najlepszy moment. Albo kiedy oglądamy film rodzinny i siedzimy pod jednym kocem. Uważam, że rodzina jednak to największy sukces.

 Jaka jest pana największa porażka?

Trudno powiedzieć. Chciałbym szybciej pewne rzeczy zrobić. Przez lata byłem odpowiedzialny w mieście za planowanie tego, co się dzieje. Plany są i można by było szybciej je realizować. Poza tym mieszkańcy oczekują dialogu, rozmowy. To widać teraz w kampanii. Są różne środowiska, które upominają się, żeby z nimi rozmawiać poważnie i rozwiązywać problemy, a przynajmniej ustalać, jaką ścieżką idziemy, do czego zmierzamy. Nam tego zabrakło z uwagi na trudną sytuację kadrową w urzędzie. W Rudzie Śląskiej jest prezydent i trzech zastępców, a z przyczyn obiektywnych, niezależnych nie zawsze był cały skład. 

Ulubione miejsce w Rudzie Śląskiej to...

Mój matecznik to Nowy Bytom. Park przy ul. Parkowej. Jako dziecko tu biegałem, chodziliśmy z rodzicami do kościoła przez ten park. Nowy Bytom miejsce ukochane, 40 lat tu mieszkałem. Przeprowadziłem się do innej dzielnicy, Kłodnicy - tam też jest fajnie , ale tu jest sentyment, tu znam wielu ludzi, tu zakładaliśmy stowarzyszenie, które się zajmowało siecią komputerową i kilkaset osób w tej sieci było. Byłem tam człowiekiem od spraw finansowych i organizacyjnych. Nowy Bytom  to moje miejsce, ale szkoła średnia to już dzielnica obok czyli Wirek, mam bardzo silne kontakty z klasą z liceum. Do dzisiaj się spotykamy. To są ludzie, którzy bardzo dużo osiągnęli w życiu, mam i doktorów i profesorów w tym moim gronie. 

Ulubione śląskie słowo, którego często pan używa...

Zaskoczyła mnie pani...wihajster czyli coś, czego nie potrafimy nazwać, małe, do czegoś służy. Są też pewne zwroty...podź no sam , pódź sam ino - to jest najprostszy sposób nawiązania kontaktu. Mówię w języku śląskim, ale jako człowiek, którego mama jest z częstochowskiego, potrafię też mówić po polsku. Moja żona urodziła się w Pile, ale mieszkała przez długi czas w Jarocinie, więc rozmawiamy po polsku, czasami rozmawiamy po śląsku. Dzieci już też coś podłapują, są w II i III klasie szkoły podstawowej.

Trzy słowa, które najlepiej pana opisują...

Trudno siebie samego opisać. Jestem raczej konsekwentny. Jeżeli do rozwiązania jest duży problem, to próbuję go podzielić na mniejsze i te mniejsze zawsze rozwiązuję najpierw, a później dochodzę do sedna. Wtedy problem ten największy, który może przytłaczać, już nie jest taki duży, on już się rozwiąże sam. To jest taka strategia. Ludzie piszą, że jestem pracowity, uczciwy, ale to jest ich ocena. Staram się taki być. Zawsze działam, żeby pomóc człowiekowi. Moje hasło wyborcze brzmi: "Zawsze dla rudzian" i tak właśnie chcę dalej działać.

Krzysztof Mejer

Jaki jest najważniejszy, pilny do rozwiązania problem Rudy Śląskiej?

Jest ich kilka, ale najważniejszy to projekt budżetu na 2023 rok. Każdy, kto wygra te wybory, otrzyma ten dokument na biurko i będzie musiał go przeanalizować pod kątem swojego programu wyborczego. Drugi najpilniejszy problem to rozstrzygnięcie kwestii budowy szkoły podstawowej nr 17. Budowa została wstrzymana z powodu szkód górniczych, które nieoczekiwanie wystąpiły w większym zakresie niż było to zakładane. Nie wiem, jak w tej chwili wyglądają finanse Rudy Śląskiej, ponieważ od dwóch miesięcy nie jestem wiceprezydentem, nie pracuję w urzędzie miasta, ale kiedy słucham moich kolegów samorządowców, którzy mówią o tragicznej sytuacji finansów polskich samorządów, spowodowanej zmianami podatkowymi i inflacją, to podejrzewam, że największym problemem będzie zabezpieczenie środków na wydatki bieżące. Pieniędzy będzie po prostu brakowało i to jest największe wyzwanie. Kolejny problem to zima, na którą musimy się przygotować, kwestia zabezpieczenia placówek oświatowych, ogrzewania tych placówek itd.

Co mieszkańców Rudy Śląskiej najbardziej denerwuje w mieście?

Najbardziej denerwują ich prozaiczne, drobne sprawy związane z czystością, z utrzymaniem terenów zielonych, z remontami. Takich problemów mieszkańcy zgłaszają najwięcej. Kolejne to remonty dróg. Mieszkańcy nie zgłaszają konieczności realizacji wielkich inwestycji. Koncentrują się na sprawach drobnych z punktu widzenia miasta, ale z ich punktu widzenia są to najpilniejsze problemy do rozwiązania.

Jaka będzie pierwsza pana decyzja, kiedy wygra pan wybory?

Trudno powiedzieć, czego będzie dotyczyła pierwsza decyzja. Nie wiem, co zastanę w urzędzie. Będę musiał porozmawiać z obecnym komisarzem, przejąć od niego pałeczkę, wiele różnych spraw do rozwiązania i wtedy będę wiedział, jaką pierwszą decyzję podejmę.

Jaki jest pana największy sukces?

Największym sukcesem całej naszej ekipy jest to, że zmieniliśmy w ciągu 12 lat oblicze, wizerunek Rudy Śląskiej. Staliśmy się miastem zupełnie innym, zrealizowaliśmy wiele konkretnych inwestycji w zakresie infrastruktury, rekreacji, sportu. Najbardziej dumny jestem ze stadionu lekkoatletycznego., który jest mi bardzo bliski z racji mojej pasji. Warto pamiętać, że lekkoatleci w Rudzie Śląskiej na ten stadion czekali ponad 30 lat. Ten obiekt był bardzo potrzebny, wystarczy tam pójść i zobaczyć, co się na nim dzieje wieczorem, kiedy mieszkańcy przychodzą biegać, spacerować, maszerować czy porozmawiać ze znajomymi. Sukcesem jest stworzenie zespołu do spraw obsługi inwestora. To jest zespół, który prowadzi inwestora, który przyjeżdża do Rudy Śląskiej, pomaga mu w realizacji inwestycji. Dzięki temu inwestor nie musi zastanawiać się, do kogo ma iść, co załatwić. Sukcesy tego zespołu są bardzo wymierne, widoczne. Mamy opinię  miasta, które bardzo sprzyja inwestorom i ich w Rudzie Śląskiej widać.  Prywatne sukcesy wiążą się z moją pasją życiową czyli bieganiem: ukończenie 13 maratonów, w tym takich prestiżowych, jak maraton w Rzymie czy Pradze. To sukces, że mimo wielu obowiązków, udaje mi się znaleźć czas na realizację tej pasji, na utrzymanie dobrej kondycji fizycznej, co potem przekłada się na pracę zawodową, ponieważ dzięki kondycji zdecydowanie łatwiej znoszę ciężar pracy, łatwiej podejmuję decyzje, jestem bardziej odporny na kryzysy. Kiedy człowiek biegnie maraton, to tych kryzysów na trasie ma trochę, musi je pokonać i musi do mety dobiec. To mi niewątpliwie bardzo pomaga w pracy.

Jaka jest pana największa porażka?

Największa porażka jest związana chyba z budową oceanarium w Rudzie Śląskiej. Nie udało mi się przekonać  radnych do realizacji tej inwestycji, w wyniku czego inwestor się wycofał. To bardzo bolało. Druga porażka to przypisanie mi zarzutu, że zniszczyłem sport w Rudzie Śląskiej. Nie miałem z tym nic wspólnego, nie podejmowałem takich decyzji, a problem wziął się stąd, że  pieniądze, które mogliśmy dać na sport, musieliśmy dać na zatkanie dziury w budżecie śmieciowym, w gminnym systemie gospodarki odpadami.

Ulubione miejsce w Rudzie Śląskiej to...

Ryneczek w Orzegowie, a  raczej cały Orzegów. Mam ogromny sentyment do tej części Rudy Śląskiej. Nie potrafię tego wyjaśnić, tam jest coś niesamowitego, jakiś urok, który powoduje, że człowiek czuje się zupełnie inaczej.

Ulubione śląskie słowo, którego często pan używa

Ostatnio najczęściej używam: "ciśniemy durś" czyli idziemy do przodu albo walczymy. To jest ostatnio mój ulubiony zwrot. Dużo jest tych słów, trudno jest wskazać jedno. Lubię słuchać śląskiej godki, lubię, jak ktoś w moim otoczeniu mówi po śląsku. Mam wtedy okazję tego języka się nauczyć.

Trzy słowa, które najlepiej pana opisują...

Trudno być sędzią we własnej sprawie, ale na pewno jestem konsekwentny, cierpliwy, spokojny.

Marek Wesoły

Jaki jest najważniejszy, pilny do rozwiązania problem Rudy Śląskiej?

Uporządkowanie spraw związanych z finansowaniem miasta czyli szybkie przyjrzenie się budżetowi i poukładanie go na przyszły rok tak, aby zabezpieczyć te rzeczy, które nie były zabezpieczone: sport, działania NGO (organizacji pozarządowych), kwestie związane z finansowaniem szpitala, który w ostatnim momencie musieliśmy ratować. Chodzi o to, by mieszkańcy poczuli się bezpiecznie, aby mieli poczucie, że budżet jest dobrze skonstruowany, że na wszystko wystarcza środków. To będzie na pewno trudny budżet, ale moim zadaniem, jako prezydenta, będzie właśnie uporządkowanie go. Myślę, że jest to do zrobienia.

Co denerwuje mieszkańców Rudy Śląskiej?

Mam wrażenie, że mieszkańcy Rudy Śląskiej są dosyć wyrozumiali, dość dobrze znoszą kwestie trudniejszych tematów, które musimy udźwignąć. Denerwuje ich to, że przychodzą z małymi, prostymi rzeczami, które można zmienić z dnia na dzień i nie jest to robione miesiącami, a nawet latami. Nie ma reakcji władz na to. Z tego mieszkańcy są najbardziej niezadowoleni. Mnie to nie dziwi. Jeśli rzeczywiście jest coś, co można szybko uporządkować, a nikt się tym nie zajmuje. Chodzi np. o  sprawy związane z rynkiem w Nowym Bytomiu. Od kilku lat mówimy, że jest tu za ciepło, jest za mało zieleni. To kwestia przywiezienia kilkunastu czy kilkudziesięciu drzew, które można postawić przy ławkach i od razu mamy  ewidentną zmianę, z której mieszkańcy byliby zadowoleni. W Orzegowie to uporządkowanie kwestii związanych ze śmietnikami, mówi się, że szczury biegają, a od kilku miesięcy atakowany urząd miasta nie reaguje.  Wiaty przystankowe, o które od kilkunastu miesięcy nie można się doprosić. To są proste rzeczy. One wymagają oczywiście finansowania, ale nie aż tak olbrzymiego, żeby nie można było tych prostych problemów rozwiązywać.  

Jaka będzie pierwsza pana decyzja, kiedy wygra pan wybory?

Trudne pytanie. Trzeba będzie powołać cały sztab ludzi, którzy będą pomagać mi w zarządzaniu miastem. To muszą być odpowiedzialne decyzje. Chciałbym powołać fachowców, którzy pomogą mi sprawnie zarządzać miastem i myślę, że to będą pierwsze decyzje, które będę musiał podjąć.

Jaki jest pana największy sukces?

Społecznie, politycznie największym sukcesem było uzyskanie mandatu posła. To jest olbrzymia nobilitacja, zaszczyt, że mieszkańcy wybierają człowieka na swojego przedstawiciela w parlamencie. To jest wielkie osiągnięcie, ale myślę, że podobnie, jak cała moja kariera. Ze zwykłego człowieka z rodziny górniczej doszedłem do funkcji prezesa dużej firmy, byłem radnym rady miasta, później zostałem posłem. Cały cykl działalności, kiedy starałem się stale osiągać nowe cele to też mogę sobie zapisać jako osiągnięcie życiowe. Prywatnie jestem mega szczęśliwym człowiekiem ze szczęśliwą rodziną, z żoną od 27 lat, z dwójką dzieci, które teraz wchodzą w dorosłe życie. To są najważniejsze rzeczy, które mnie cieszą i które rzeczywiście przewyższają wszystko to, co w tym zabieganiu jest ważne.

Jaka jest pana największa porażka?

Już trzeci raz startuję na urząd prezydenta i dwie poprzednie przegrane, szczególnie drugą w drugiej turze sprzed 4 lat, zapisuję sobie jako porażkę, choć niekoniecznie ode mnie zależną. Bardzo to przeżyłem, bo miałem wielkie ambicje zmieniania miasta.

Ulubione miejsce w Rudzie Śląskiej to...

Jestem domatorem, lokalnym patriotą. Ulubione moje miejsce to okolice, w których się urodziłem i gdzie mieszkam do dziś. Tereny klubu sportowego Slavia Ruda Śląska - to jest tak piękny obiekt otoczony zielenią, spokojem, ciszą, który wymaga oczywiście remontu, renowacji i nowego pomysłu, ale kiedy tam się znajduję np. podczas treningów, na meczu piłkarskim, na kortach tenisowych, to tam jest błogo, spokój. Ta zieleń na obrzeżach miasta powoduje, że można chociaż przez chwilę odpocząć.

Ulubione śląskie słowo, którego często pan używa?

Tych śląskich słów jest dużo... zaskoczyła mnie pani. Na co dzień w ogóle posługuję się językiem śląskim i w domu i w otoczeniu. Jest ich dużo, ale myśla, że "se poradzymy". Jak mi ciężko jest kajś, to godom: no muszymy se jakoś poradzić . To jest takie optymistyczne. Nigdy się nie poddaję. "Se poradzymy" jakoś mnie pcha do przodu.

Trzy słowa, które najlepiej pana opisują...

Jestem człowiekiem szczerym, uczciwym. Ludzie o tym wiedzą. To czasami jest bolesne, powiem, co uważam i tyle. Druga cecha to ambicja - jak sobie stawiam cele, to staram się je osiągać bardzo skrupulatnie do tego podchodząc  i wyznaczając sobie pewne kierunki. Trzecia cecha to odwaga: podejmuję się trudnych zadań, nie boję się rzeczywistości, która mnie otacza. Tego mnie życie nauczyło.