Szpital w Krośnie (Podkarpackie) nadal wstrzymuje zabiegi i operacje planowe oraz planowe przyjęcia z powodu braku personelu pielęgniarskiego. Kilkadziesiąt sióstr przebywa na zwolnieniach. Placówka pracuje w trybie ostro-dyżurowym. Pielęgniarki protestują, bo nie dostały zapowiadanych podwyżek.

31 pielęgniarek - w tym 21 z bloku operacyjnego oraz oddziału anestezjologii i intensywnej terapii w Wojewódzkim Szpitalu Podkarpackim w Krośnie przebywało w poniedziałek na zwolnieniach lekarskich - podaje portal nowiny24.pl. 

Konflikt trwa już od kilku tygodni

Konflikt ma związek z wejściem w życie ustawy, która od 1 lipca gwarantowała podwyżki dla pielęgniarek. Te zatrudnione w szpitalu w Krośnie, posiadające wyższe wykształcenie magisterskie i specjalizację, poczuły się dyskryminowane. Ich zdaniem, dyrektor nie uznał ich kwalifikacji. Zostały zaszeregowane za nisko. I tym samym nie otrzymały maksymalnej podwyżki.

Trzy tygodnie temu część pielęgniarek poszła na zwolnienia chorobowe, szpital musiał wstrzymać planowe przyjęcia do zabiegów. Niestety, mimo negocjacji nie udało się osiągnąć kompromisu.

Jak mówi RMF FM Magdalena Radwańska-Frydrych ze związku zawodowego pielęgniarek położnych w krośnieńskim szpitalu, siostry czują się upokorzone.

Bardzo prosiliśmy naszego pracodawcę o uznanie tytułu magistra pielęgniarstwa, a ten tytuł jest naszą normalną ścieżką kształcenia i ten tytuł był uznawany, a wręcz inni pracodawcy zachęcali nas do podnoszenia kwalifikacji. Tu już nie chodzi o pieniądze, ale o zasady, bo kształcenie nasze jest wpisane w ustawę o pielęgniarkach i położnych, i my się z tego wywiązujemy. Pracujemy najlepiej jak się da i nie możemy przyjąć propozycji, które dyrektor nam zaproponował. Oczekujemy, żeby nasz pracodawca wypełnił obowiązek ustawowy, który nasz rząd zaakceptował końcem czerwca tego roku - powiedziała. 

Pielęgniarki twierdzą, że zwracały się z prośbą m.in. do urzędu marszałkowskiego w Rzeszowie, ale odpowiedź nie była zadowalająca. Pielęgniarki chciały też, by sprawą zajął się sejmik województwa, ale jego przedstawiciele stwierdzili, że finanse są sprawa szpitala. 

Mamy nadzieję, że ta sprawa zostanie załatwiona, bo w innych lecznicach ta decyzja została zaakceptowana przez dyrektorów, także w szpitalach marszałkowskich w województwie, gdzie pielęgniarki otrzymały podwyżki według ustawy i czujemy się dyskryminowane przez urząd marszałkowski - dodaje Magdalena Radwańska-Frydrych. 

Mamy paraliż, pieniędzy nie ma

W poniedziałek (12 września) dyrektor szpitala Leszek Kwaśniewski poinformował, że placówka nadal musi pracować w trybie ostro-dyżurowym. Pacjenci, którzy mieli zaplanowane zabiegi i operacje, są telefonicznie powiadamiani, że na razie nie mogą się one odbyć.

Jak podkreślił, jest mu bardzo przykro, ma nadzieję, że w najbliższym czasie uda się wznowić przyjęcia.

Moim celem jest to, by szpital jak najszybciej zaczął w pełni funkcjonować. Ale nie potrafię dziś określić, kiedy to nastąpi - przyznaje dyrektor. Ze strony dyrekcji jest wyciągnięta ręka, zaproszenie do rozmów i oferta finansowa - dodaje dyrektor Kwaśniewski - Zaproponowałem, chociaż nie mam dodatkowych środków na podwyżki, wzrost wynagrodzenia dla pielęgniarek z wyższym wykształceniem, wzrost o 500 złotych do podstawowego wynagrodzenia, co wyniosłoby 6 tys. 276 złotych. Ta propozycja nie została zaakceptowana. Pielęgniarki oczekują wynagrodzenia zasadniczego 7 tys. 300 zł brutto, ja mogę zaproponować 6 tys. 300 zł. Gdybym chciał spełnić te roszczenia pań, to wtedy brakowałby szpitalowi 400 tysięcy zł. miesięcznie, już teraz brakuje 50 tysięcy.