Na 3 lata więzienia Sąd Okręgowy w Lublinie skazał dziś 42-letniego Wojciecha G., który w szpitalnym oddziale ratunkowym zaatakował nożem ratownika medycznego. Wyrok jest nieprawomocny.

Do zdarzenia doszło 27 czerwca w szpitalu przy al. Kraśnickiej w Lublinie. 42-latek był bardzo agresywny wobec załogi karetki pogotowia, która go tam przywiozła. Zaczął pluć, wyzywać personel i grozić. W pewnym momencie wyciągnął nóż i usiłował ugodzić nim ratownika medycznego.

W piątek sąd uznał, że mężczyzna jest winny czynnej napaści na funkcjonariusza publicznego. Ukarał go także za usiłowanie spowodowania średniego uszczerbku na zdrowiu, kierowanie gróźb karalnych i naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza. Za te wszystkie czyny są wymierzył oskarżonemu karę łączną 3 lat więzienia.

Uzasadniając wyrok sędzia Artur Majsak podkreślił, że zgromadzone dowody potwierdzają, że takie zdarzenie miało miejsce, ale kwalifikacja jednego z czynów została zmieniona.

Zdaniem sądu okoliczności tego zdarzenia, jego tło, sposób zachowania oskarżonego, sposób zadania ciosu, jego umiejscowienie, narzędzie, które zostało użyte do zadania ciosu, nie daje podstaw do przyjęcia, że oskarżony dążył do spowodowania u pokrzywdzonego ciężkiego uszczerbku na zdrowiu (...) Nie spowodował tych obrażeń z uwagi na to - jak wynika z zeznań pokrzywdzonego - nóż zatrzymał się na kamizelce; na kieszeni, w której znajdowały się materiały opatrunkowe - wyjaśnił sędzia Majsak.

Jak ustalił sąd, całe zdarzenie rozpoczęło się po tym, jak do oskarżonego, który był pacjentem ośrodka uzależnień, wezwano pogotowie. 

Wojciech G. przebywał wówczas w okolicach zamku w Lublinie. W czasie pomocy, jaka była mu udzielana, utracił on metadon. Ta okoliczność spowodowała, że oskarżony zdenerwował się, obwiniał o utratę metadonu pracowników pogotowia i przeciwko nim skierował swą agresję - przypomniał sędzia dodając, że do napaści z użyciem doszło w szpitalu, gdzie oskarżony zadał ratownikowi jeden cios nożem w okolice brzucha. Metadon jest wykorzystywany w leczeniu osób uzależnionych od opiatów.

Sąd stwierdził, że stopień szkodliwości społecznej tego czynu jest znaczny, a zachowanie którego się dopuścił Wojciech G. wobec pokrzywdzonych nie było spowodowane okolicznościami, które by je usprawiedliwiały.

Podczas rozpoczęcia procesu Wojciech G. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale potwierdził, że takie zdarzenie miało miejsce. Mówił, że nie chciał zadać ratownikowi żadnego bólu, ani nie chciał spowodować "u niego żadnego ciężkiego uszczerbku". Podkreślił również, że jest mu z tego powodu przykro i przeprosił ratowników za swoje zachowanie.

Wyrok jest nieprawomocny.