"Z każdą kolejną godziną, nasz optymizm znika" - mówi komandor William Mars z amerykańskiej marynarki wojennej, który bierze udział w poszukiwaniach zaginionego samolotu Boeing 777. W dalszym ciągu nie udało się ponownie trafić na sygnał z czarnych skrzynek maszyny malezyjskich linii lotniczych.

Wczoraj władze w Canberze poinformowały, że australijski okręt, który bierze udział w poszukiwaniach samolotu, wykrył sygnały podobne do tych, jakie emitują czarne skrzynki. "Ocean Shield" uzyskał sygnał dwukrotnie - raz przez 2 godziny i 20 minut, a następnie, gdy jednostka zawróciła, przez 13 minut.

Dziś wiadomo jednak, że nie udało się ponownie ich namierzyć. Od momentu zniknięcia maszyny Malaysia Airlines z radarów minął miesiąc. To z kolei oznacza, że czarne skrzynki, które najprawdopodobniej dałyby odpowiedź, co stało się z maszyną, mogą już nie wysyłać sygnału. Ich odnalezienie jest wobec tego ekstremalnie trudne.

Gdyby ponownie udało się zlokalizować sygnał, do oceanu zostałby

opuszczony podwodny dron Bluefin 21, który spróbowałby ustalić dokładne

położenie wraku na dnie.

Do tej pory nie udało się także namierzyć szczątków Boeinga 777. Obszar poszukiwań wciąż jest przeczesywany przez kilka jednostek.

Lecący z Kuala Lumpur do Pekinu Boeing 777 z 239 osobami na pokładzie zaginął 8 marca. Dotychczas nie udało się odnaleźć żadnego fragmentu maszyny, jednak śledczy na podstawie danych z satelitów doszli do wniosku, że spadł w południowej części Oceanu Indyjskiego, na zachód od australijskiego Perth.