Karetki zjawiły się szybko, ale przyjazd straży pożarnej trwał dość długo. Myślę, że czekaliśmy co najmniej pół godziny (...), wycinanie Roberta z auta trwało też długo. Myślę, że cała akcja ratunkowa trwała godzinę albo i dłużej - mówi "Rzeczpospolitej" Jakub Gerber, pilot Roberta Kubicy.

Wypadliśmy na prawym zakręcie i dopóki nie zatrzymaliśmy się całkowicie, nie wyglądało to groźnie. Po prostu jak zwykły rajdowy wypadek, jeśli tak można to nazwać. Dopiero jak zobaczyłem, że przez auto przechodzi metalowa bariera w rodzaju tych, które rozdzielają jezdnie na autostradzie, i przyciska Roberta, blokując jego ruchy, zorientowałem się, że sytuacja jest bardzo groźna - opowiada.

Jak zaznacza, w pierwszej chwili po wypadku Robert Kubica był nieprzytomny. Potem jednak przytomność odzyskał. Był z nim kontakt, rozmawialiśmy o tym, co się stało, o przyczynach. Wymienialiśmy jakieś tam zdania. Cały czas byliśmy w kontakcie, żeby podtrzymać funkcje życia w sensie psychicznym.

Jakub Gerber zapewnia, że szpital, do którego został przetransportowany Kubica, był przygotowany perfekcyjnie. Najlepsi lekarze, perfekcyjna sala operacyjna. To jeden z lepszych ośrodków tego typu we Włoszech, specjalizujący się w chirurgii urazowej i neurochirurgii, także do lepszego miejsca nie mógł trafić.

Nie podejmuje się spekulacji, co było przyczyną wypadku. Takie rzeczy się zdarzają. Niestety, zbieg okoliczności sprawił, że bariera, która powinna była zamortyzować uderzenie, przebiła się przez samochód.