Dobiega końca najdziwaczniejsza kampania wyborcza ostatnich kilkudziesięciu lat. Nie tylko prowadzona dwukrotnie, przed zmienianymi w jej trakcie terminami głosowania, ale też łamiąca inne wcześniej stosowane zasady przeprowadzania wyborów z konstytucją włącznie.

W kończącej się dziś kampanii wydarzyło się tak wiele rzeczy wcześniej niebywałych, że samo ich wymienienie skłania do zastanowienia nad tym, co właściwie obserwujemy. Warto więc przypomnieć:

Jeszcze nigdy kampania wyborcza nie była prowadzona w czasie epidemii i podczas obowiązujących w kraju surowych ograniczeń gromadzenia się, obejmującej także setki tysięcy osób w kwarantannie.

Jeszcze nigdy nie zmieniano przepisów wyborczych w czasie trwania kampanii. Prawo wciąż zabrania tego na 6 miesięcy przed ogłoszeniem terminu wyborów, a jednak zasady głosowania zmieniano od tego czasu aż trzykrotnie, za każdym razem naruszając przepisy.

Jeszcze nigdy nie złamano konstytucji w sposób tak jaskrawy, jak wyznaczenie daty wyborów poza terminem, opisanym w ustawie zasadniczej.

Jeszcze nigdy daty wyborów nie wyznaczano dwukrotnie. Nigdy też wcześniej nie zdarzyło się, żeby rząd i sejmowa większość uniemożliwiły ich przeprowadzenie, jak stało się z zablokowaniem druku przez PKW kart wyborczych w wyborach wyznaczonych na 10 maja.

Jeszcze nigdy kampanii jednego z kandydatów na tak gigantyczną skalę nie prowadził rząd. Aktywność premiera (nawet kilkanaście spotkań w terenie dziennie) i ministrów, rozdających bezwartościowe na razie promesy i zachwalających jednego z kandydatów nie ma precedensu.

Jeszcze nigdy publiczne media nie prowadziły tak bezwstydnej propagandy, wspierającej jednego z kandydatów.

Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby przed II turą wyborów nie odbyła się debata telewizyjna z udziałem obu kandydatów do prezydentury. Przeprowadzono za to dwie monodebaty, w których każdemu z osobno występujących kandydatów towarzyszyła mównica dla konkurenta.

Jeszcze nigdy obraz prezydentury, opisywany przez pretendentów wyborcom nie był tak oderwany od rzeczywistej roli prezydenta w państwie. Kampania opisała urząd głowy państwa jako skrzyżowanie Centralnego Urzędu Planowania ze Świętym Mikołajem.

Jeszcze nigdy urzędujący prezydent nie wykorzystał w ostatnich dniach kampanii swojej przewagi, przedstawiając parlamentowi projekt zmiany konstytucji. Nigdy też dotąd w kampanii prezydent nie deklarował chęci patronowania koalicji wskazanych przez siebie partii.

Jeszcze nigdy pretendent do prezydentury nie dogonił w sondażach urzędującego prezydenta z pułapu poparcia niższego w I turze wyborów o kilkanaście procent.

Jeszcze nigdy ograniczenia związane z trwającą epidemią nie były tak powszechnie ignorowane, jak w ostatniej fazie kampanii wyborczej. Dotyczy to zarówno wyborców, jak działań sztabów wyborczych.

Jeszcze nigdy kandydaci w wyborach nie prowadzili tak aktywnej kampanii w terenie. Poza szczególnym rokiem 1995, kiedy o urząd ubiegali się Aleksander Kwaśniewski i Lech Wałęsa nie odnotowano tak wysokiego zainteresowania wyborami. W I turze głosowania 28 czerwca wzięło udział 64,51 proc. uprawnionych, w 1995 było ich 64,7 proc.

Tylko niewielka część z wymienionych powyżej "jeszcze nigdy..." wynika z czynników, na które politycy nie mieli wpływu. Za pozostałe, które z reguły są odstępstwami od normy, odpowiadają właśnie oni.

Byłoby dobrze, gdybyśmy je zamienili na "już nigdy..."